Droga naznaczona znakami, czyli zakaz wyrzucania martwych psów i inne kwiatki

Jak to już kiedyś stwierdziłem - jeżdżenie na rowerze samo w sobie jest zajęciem stosunkowo nudnym. Prawa noga w dół, lewa do góry, potem odwrotnie i tak całymi godzinami. Na szczęście tak zwani drogowcy czuwają, byśmy się nie zanudzili na śmierć. W ogóle czuwają nad tym, by nic nam się nie stało. Dlatego przede wszystkim należy szanować ich pracę:
... i "nie niszczyć znaków", jak głosi podziurawiony napis. Tzn. no tam trochę sobie postrzelać można, ale wszystko z umiarem.
W końcu drogowcy dbają nie tylko o nasze życie doczesne, ale i wieczne, i z radością zaprowadzą nas do Nowego Raju (Nowy Raj mieści sie w Meksyku, stanie Campeche, już blisko Tabasco - jakby ktoś szukał).
W okolicy Uxmal ostrzegają nas przed pumami...

... wężami ...

... a nawet przed wściekłym indykiem-ludożercą!

Jednocześnie pocieszają nas jednak, że jak nas już uwali jakiś grzechotnik, to przynajmniej za 7km mamy muzeum kakao. To chyba dobrze, nie?
Mamy więc bogactwo zwierzy na Jukatanie. Zresztą, bogactwa są wszelakie. Ten znak na przykład informuje nas, że za niedługo trafimy do miejsca, gdzie jest czysta woda, ruiny Majów, przewodnik, sztućce i cholera wie co jeszcze ("?"). Albo kinderniespodzianka?
Natomiast już zupełnie poważnym i przydatnym obiektem przydrożnym są tabliczki odliczające kilometry - w Meksyku i Gwatemali obecne na wszystkich głównych drogach, bywają i na mniejszych. W Gwatemali liczba na znaku - co ciekawe - jest zawsze odległością od stolicy kraju.
Jednak są i tacy, co o drogi nie dbają, w szczególności: dużo się tu śmieci. Najczęściej widywaną tabliczką jest zakaz wyrzucania śmieci właśnie, chociaż niektórzy bardziej konkretyzują. Np. na powyższej tabliczce zakazuje się wyrzucania martwych psów.
Jakkolwiek by nas te znaki nie dziwiły, zawsze należy mieć na uwadze, że chodzi o nasze dobro. Nie tylko zresztą nasze, wszak nikt z nas nie jest samotną wyspą. Powyższy znak poucza, by kierować ostrożnie - rodzina na nas czeka!
Trochę z innej bajki: znak informacyjny przy ruinach Majów w Labna. Ten znak - nie będę owijał w bawełnę - nie podoba mi się wcale. Rozumiem, że nie należy łapać aligatorów, ale żeby tak zakazywać ceremonii religijnych? Majowie wybudowali sobie świątynie setki lat temu, a teraz nie dość, że bilet wstępu płacą potomkom Hiszpanów, to jeszcze się pomodlić nie można.
Świnie na sprzedaż w Belize. Nie wiem, jakoś mnie urzekły kolorystyką.
Z czarnej dziury sie nie wychodzi. A z niebieskiej? Chwilę się wahałem, czy kontynuować.

W mojej podróży dotychczas odwiedziłem Meksyk, Gwatemalę, Belize i Armenię.

Równy gość taki tapir.

Cóż za powab, cóż za elegancja rowerzysty na tym znaku! I lampkę jaką ma ładną z przodu.

Uwaga, powozy konne o oldschoolowym kształcie. I rzeczywiście, za jakieś 2 kilometry wyprzedzałem identyczny powóz z brodatym Mennonitą i jego synem na pokładzie.

Nie mam na to zdjęcia, ale jeszcze opowiem o znakach ostrzegawczych "Precaucion" w Gwatemali. Fajne jest to, że nie ma tam zdaje się żadnej standaryzacji, tylko się koloruje wedle potrzeby i uznania. Jak jest takie tam sobie zagrożenie, to się pisze precaucion czarne na białym. Jak jest na żółtym tle, no to może rzeczywiście można by było nieco zwolnić. Jak widzimy tekst czerwony czy pomarańczowy na zółtym tle, to pewnie zarwana droga, nie ma lewego pasa albo trzeba przejechać korytem rzeki. Albo zgoła nic, tylko był remont dwa miesiące temu i zapomnieli ściągnąć znaków. Ale od zmniejszenia prędkości nic sie jeszcze nikomu nie stało (no, może poza tirem jadącym za cinquacento, którego kierowca zobaczył fotoradar i zwolnił nagle z 90 do 40, natomiast jadący za nim tir miał na pace 20 ton towaru i no cóż, fizyka... Ale to w Polsce.).


Komentarze

  1. gdyby takie znaki były tutaj, jak o wiele łatwiej można byłoby zdać egzamin...
    wszystko cudownie, pięknie, rower, widoki... Ale: nie natknąłeś się na jakieś dzikie zwierzę, jak tak, to co wtedy robisz ? udajesz martwego, wiejesz, czy walczysz ? co wtedy, co wtedy ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no właśnie nawet indyk się mną nie zainteresował.

    Podczas całej drogi widziałem do tej pory dwa węże duże (+jeden taki jak sznurówka, to nie liczę).
    Jeden był na moście i uciekł z drogi zanim dojechałem, drugi w Belize leżał zaraz przy drodze, wielki, brązowy, pozwijany. Leżał sobie spokojnie, nie ruszał się. Taka historia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za szczęście, że iguany w Meksyku też zostawiły Cię w spokoju. Życzymy dalszej podróży również bez bliskich spotkań trzeciego stopnia. Pozdrowienia z blokowiska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dosłowne. Przynajmniej nikt nie ma wątpliwości co do przekazu owych znaków.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty