Wulkan Acatenango, albo sztuka poruszania się gwatemalskim autobusem

Góra piękna. Tzn. wulkan piękny. Chociaż chyba wolę łańcuchy górskie, jak Karpaty Wschodnie, jak Tuszetia: na wulkan się wchodzi, z wulkanu się schodzi. Po łańcuchach się chodzi, to jest ta różnica. Ale żeby pod wulkan dojechać, trzeba użyć gwatemalskiego autobusu - to jest dopiero przygoda!
"Dworzec" autobusowy w Antigua Guatemala, w dali wulkan Agua, który swego czasu eksplodował, a woda z jeziora w kraterze zalała byłą stolicę Gwatemali
Zacznę od środka, a dokładnie od momentu, gdy wracam z La Soledad do Antiguy, dawnej stolicy Gwatemali. Łapię malutki busik, albo raczej: on łapie mnie. Znacznie mniejszy niż mercedesy transportery, które wożą dzielnie całą Azję Centralną przez kilkutysięczne przełęcze Pamiru i Tien Szanu. Z tyłu 10 miejsce siedzących upchanych ciasno: przejście do tylnego rzędu można zamknąć dodatkowym taborecikiem, który czeka pod siedzeniem na swój czas. Z przodu kierowca i dwóch pomocników. Dwóch? Na takie maleństwo? Po co, за чем? Za chwilę miałem okazję się przekonać.

Gdy wszedłem, było jeszcze jedno miejsce wolne. Pomocnik starszy, nazwijmy go panem Krępym (z racji postury), żwawo wyskoczył z busika, chwycił mój niewielki plecak, wdrapał się po drabince na dach i zainstalował go na górze. Potem była kobieta z dzieckiem, ale bez bagażu. Następnie zaś same bagaże: trzy ogromne, kuliste pakunki spętane linami powędrowały na dach z pomocą Krępego i jego młodszego kolegi, Śniadego. Dalej: człowiek z czterema dwumetrowymi drewnianymi palami. I on jeszcze zmieścił sie do środka, ale już trzech chłopaków z sześcioma koszami i dwoma worami wszelkich dóbr powędrowało po wąziutkiej drabince na dach. I gdy już się wydawało, że z tym wszystkim w środku i na dachu filigranowy busik nie ma szans ruszyć - on ruszył. I zaraz się zatrzymał, zabierając jeszcze (do środka) starszego pana i (na dach) jego dwa pokaźne węzełki drewna i trzy większe pniaczki. Po drodze wsiadało i wysiadało jeszcze kilka osób, a busik powolnie toczył się ku Parramos. Krępy ze Śniadym siedzieli już na dachu, a po załadowaniu/wyładowaniu kolejnych rzeczy wskakiwali z drogi na drabinkę, gdy kierowca już ruszał. Ja natomiast próbowałem nie wyobrażać sobie co sie dzieje tam na górze z moim plecakiem, czy leży na nim kubik drewna, czy kosz warzyw. Ale nic mu się na szczęście nie stało. W Parramoc kierowca odwiózł pod dom wszystkich pasażerów z wielkimi bagażami, a Śniady zatrzymał dla mnie autobus do Antiguy. Wszystkie te atrakcje za jedyne 7 quetzali, czyli niecałe 3zł.


W dużych autobusach pracowników jest dwóch. Kierowca jest niekwestionowanym królem imprezy: przed jazdą przechadza się tylko jak dumny lew wśród stad, obserwując to rewir, to zegarek. Pomocnik natomiast drze się wniebogłosy, wykrzykując nazwę miejscowości docelowej (zwykle w seriach: ItzapaItzapaItzapaaaa!) i czasem miejscowości pośrednich (Parramos!). W drodze zbiera pieniądze za bilety na swojej odwiecznej trasie przód-tył autobusu, przeciskając się przez gąszcz nóg siedzących "na trzeciego" i stojących nieszczęśników, którzy podskakują na każdym wyboju i progu zwalniającym, których w każdej miejscowości jest pod dostatkiem. Gdy pomocnik dojdzie do końca akurat podczas przystanku, wyskakuje przez drzwi umieszczone w tylnej ścianie pojazdu i wbiega przez przednie. Zwykle jednak stoi w przednich drzwiach właśnie, a na postojach, trwających zwykle dwie około dwie sekundy, zeskakuje na ziemię, przekonuje pasażerów, że to właśnie na ten autobus czekają, zgarnia dziatwę ramieniem i dosłownie wpycha do środka - a wszystko to w przysłowiowym mgnieniu oka. Pozycja "w drzwiach" przydaje się też na miejskich skrzyżowaniach, gdzie kanciasta zabudowa uniemożliwia sprawdzenie, czy ktoś nie nadjeżdża z lewej czy prawej. Mamy jednak pomocnika, który wybiega z autobusu, sprawdza, kiwa ręką, autobus rusza, pomocnik wskakuje do środka i jedziemy dalej.

Nade wszystko jednak autibus to feeria barw: rzadko który właściciel zostawia klasyczną żółtą barwę szkolnego amerykańskiego autobusu z second handu. Każdy raczej stara się możliwie wyraźnie upstrokacić pojazd, niczym kierowcy tureckich ciężarówek. I tak jak oni, tak i gwatemalscy autobusiarze umieszczają na górze przedniej szyby swoje wyznanie wiary. Z tą tylko różnicą, że zamiast MASALLAH widzimy Bóg jest miłością, Pan moim pasterzem czy różne cytaty z Pisma Świętego. Tak. I dobrze mi było w takim autobusie.

Autobus typu "duży"
A Acatenango? No tak jak mówiłem: sie wchodzi, sie schodzi. Jedzie się z Antiguy do Parramos, z Parramos do La Soledad (w sumie jakaś godzina jazdy), znajduje się cmentarz, a z cmentarza to już prosto, todo recto, 5 godzin i jesteśmy u celu. U celu wieje i jest zimno. Widać Antiguę, widać i obecną stolicę. Kratery wypełnia czarno-brązowy świr lawowy, a z głównego szczytu Acatenango (bo są dwa obok siebie) widać bardzo blisko wciąż aktywny wulkan Fuego, który dość często wyrzuca siwe dymy, a czasem małe stróżki czerwonej lawy. W dali zarysowuje się idealny stożek wulkanu Agua, któremu zawdzięcczamy fakt, że stolica Gwatemali musiała po raz trzeci zmienic lokalizację. Z drugiej strony, przy dobrej pogodzie, da sie dojrzeć jezioro Atitlan wraz z trzema wulkanami po lewej. A namiot najlepiej rozbić między szczytami, jest tam takie zagłębienie, gdzie nie wieje. Tylko nie zagłębiajmy się w to zagłębienie za bardzo, bo z głównego szczytu czasem spadaja kamienie.

Można coś zjeść? A co pan chcesz? A co jest? No... zasadniczo to jajka... To jajecznica z parówą. I kawa. I w drogę!

La Soledad, wioska pod wulkanem Acatenango

Widok ze szczytu późnym popołudniem

Się chyba krzyż ułamał... W każdym razie: główny szczyt wulkanu Acatenango 3976 m n.p.m.

Brązowy krater w żółte kwiatki

Miasta w oddali

To takie małe, kłębiasto-kuliste i szaro-bure wyleciało chwilę wcześniej z wulkanu Fuego

Jego stożkowatość wulkan Agua

Na górze wieje...

... ale jest ładnie :)!
 ->zob. resztę zdjęć wulkanicznych

Komentarze

  1. Ładne autobusy

    OdpowiedzUsuń
  2. A czy nie tam przypadkiem wszystkie te ich uliczki po górach nie są takie wąziutkie, że zdarzają się te różne wypadki i spadki w przepaść ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niii. A przynajmniej ja takich jeszcze nie spotkałem.

    OdpowiedzUsuń
  4. a czy przeżyłeś jakieś chociaż mini ekstremalne przygody typu ja jadę dalej, a oni za mną ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj no przestancie juz, to sa normalne kraje, tylko troche biedniejsze i bardziej skorumpowane od naszego, ale zyja tam normalni ludzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widoki zapierające dech. Choć są to kraje biedne, jak sam wspomniałeś, trzeba przyznać, że krajobrazy mają naprawdę urocze i zastępują one wszystko inne. A przejażdżka takim wesołym autobusem musiała być niezapomniana.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty