Opowieści abchaskie (4): dacza Stalina oraz oskarżenia o szpiegostwo

Opowieści abchaskie  | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 |

Z Suchumi do Gudauty wiózł mnie Paweł, kierowca małej cysterny. Jechaliśmy boczną drogą, która najpierw przecinała osiedla domów, potem wkraczała między zarośla, a asfalt z wolna ustępował piaszczystej nawierzchni. Paweł był z wykształcenia inżynierem, ale jako, że gospodarka Abchazji opiera się na turystyce i mandarynkach, to dla inżyniera mechanika pracy w zawodzie brak.

Rozmowa z Pawłem bardzo mi pomogła w dalszej podróży. Dowiedziałem się po pierwsze, że miejsca, które trzeba zobaczyć w Abchazji to Nowy Afon i jezioro Rica. Po drugie, ku memu zdziwieniu, okazało się, że chociaż w Abchazji oficjalnie dominuje prawosławie, to jednak zdecydowanie prym wiedzie... wielobóstwo. Oddawaniu czci bogu słońca, gór itd. To by się zresztą nawet zgadzało z tym, co cytuje w wywiadzie o Abchazji, Azerbejdżanie i Czeczenii Wojciech Górecki: "w Abchazji jest 80% prawosławnych, 20% muzułmanów i 100% pogan". Podkreślał jednak również, że Abchazi nie są specjalnymi fanatykami jeśli chodzi o religię ogólnie...

Dzięki Pawłowi zmieniłem swój plan wycieczki i ruszyłem w stronę Bzyb. Jechałem z Rosjaninem, który starał się przekonać mnie, że Polacy zachowują się zupełnie niedopuszczalnie usuwając pomniki żołnierzy Armii Czerwonej.

-Nasi gieroje - mówi - wyzwolili przecież Wasz kraj.
-Nie wyzwolili - odpowiadam - tylko zapewnili nam kolejną okupację.
-Ale zatrzymali Niemców, wygrali wojnę. Ich pomniki powinny zostać, bo jak są niszczone to im jest bardzo przykro, to są starsi ludzie.
-Może i tak, ale ci starsi ludzie w młodości gwałcili i zabijali ludzi w moim kraju. Ich pomniki nie powinny tu stać.

I tak w kółko. Poza tym nie dał się przekonać, że wcale nie jestem żadnym korespondentem. Zbierane informacje na pewno gdzieś dalej przekazuję, i pytał gdzie. No więc możecie się czuć jako jakaś komórka wywiadowcza - przekazuję Wam hot niusy z Abchazji.

Z Bzyb, po zakupie odpowiedniej ilości chleba, pomidorów i sera, ruszyłem w prawo, w góry, w stronę jeziora Rica. Usłyszałem od Pawła, że to piękne jezioro w górach i pomału liczyłem, że zostawię tych wszystkich ruskich turistów na plażach i będę mógł się delektować jeziorem, górami i spokojem w relatywnej samotności. Nic z tego! Nie wiedzieć czemu trakt w kierunku Ricy wypełniały autobusy, jeepy i marszrutki nafaszerowane ludźmi w sposób niebywały.

Oziero Rica
Wyjaśnienie nastąpiło, gdy w końcu złapałem stopa. Otóż nad jeziorem Rica mieści się dawna dacza Stalina i jego ziomków z Układu Warszawskiego. A mój kierowca jest tej daczy dyrektorem. I dobrze. Dzięki temu po pierwsze nie zapłaciłem za wjazd do doliny (chyba 250 rubli, czyli jakieś 25zł), następnie zostałem darmowo przenocowany i nakarmiony. Najpierw jednak opisu wymaga sama podróż. Faktycznie droga wzdłuż rzeki prowadząca przez przełomy wśród skał, mijając mosty i wodospady jest całkiem urzekająca. W samochodzie dudniła abchaska muzyka (poznałem po refrenie "Novi Afoooon"), ale po rosyjsku. Spytałem więc, czy nie ma czegoś po abchasku. Trochę się zdziwił, poszukał, poszukał i znalazł. Przeleciała jedna piosenka i znów ruskij. Ale wreszcie miałem okazję przez dłuższą chwilę wsłuchać się w język abchaski, zupełnie inny niż gruziński, twardszy a jednocześnie melodyjny. Przywodził mi na myśl języki skandynawskie.

Gdy dyrektor dowiedział się, że jadę od strony gruzińskiej, spytał czy jestem gruzińskim szpiegiem. I zaraz się roześmiał. Następnego dnia jego żona zareagowała identycznie... No niby taki dowcip, ale dość specyficzny i chyba sugeruje, że jakaś głęboko osadzona podejrzliwość jednak w tych ludziach drzemie.


Dacza Stalina, wymalowana na zielono, nie przedstawiała się jakoś specjalnie. Dopóki nie wszedłem do środka. W środku jest muzeum, za które trzeba słono zapłacić (jeśli akurat nie jest się gościem dyrektora).  A więc w środku jest dość wystawnie, ładnie itd. ale no bez przesady, nie wchodźcie tam, nie warto. Budynki "hotelowe" są natomiast jak małe baraczki, w których panuje klimat z pogranicza szpitala i domu kolonijnego sprzed 30 lat, w toalecie nastroje i zapachy rodem z PKP. Restauracja, do której prowadzą pokruszone betonowe schodki, oferuje wybór dań na starym oleju. Można się rozsiąść w plastikowym fotelu, dostać plastikowy talerz, a na nim horrendalnie drogą rybę. Dobrze, że nie musiałem za to płacić. Ogólnie taka straszna, straszna - i strasznie droga - lipa. Przed daczą niedokoszony trawnik, pobielone drzewka i krawężniki - perła abchaskiego hotelarstwa!
Tu, mili Państwo, odpoczywał Stalin
Jakkolwiek było to całkiem zabawne uczucie. Wypoczywałem sobie jak Stalin, Beria lub Chruszczow. Bogaci ruscy i jeden nieogolony Polak na darmowej wyżerce. Klasa, to lubię! Następnego dnia rano zjadłem śniadanie z hotelową obsługą: cienka kawa, chleb z masłem i cukrem. Drzem się skończył. Do tego ciepłe mleko. Coś tam chyba na dnie udawało kaszę, ale nie było tego wiele. Następnie zjechałem z gór z dyrektorem i jego żoną, zatrzymałem się w Nowym Afonie.

Komentarze

  1. Też tam byłem i kąpałem się w tym jeziorzei mam nawet zdjęcia z pobytu nad jeziorem Ritza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie bez powodu wypytywali, czy jesteś gruzińskim szpiegiem. Przenocowali Cię, ugościli, wszystko za darmo, a nie zdobyłeś się nawet na jeden pozytywny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, panie, a co, mam być kolejnym blogerem, który wylewa na Zakaukazie hektolitry lukru? Przecież to się porzygać można od nadmiaru słodkości ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasuwa sie okreslenie- "cyniczna niewdziecznosc" czy "wyrachowanie"
    Podwiezli, nakarmili , przenocowali, pokazali okolice, nie chcieli zaplaty... I zamiast cieplego wspomnienia - oplucie w internecie.. Smutne...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty