Polski obóz koncentracyjny

Tak, tak, polski obóz koncentracyjny istniał nie tylko w przemówieniu laureata Pokojowej Nagrody Nobla "na zachętę", amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy. Istniał również w II RP.

EwroOpt w Berezie
- Was interesuje konkretnie tylko część związana z konslagrem?

Starsza pani z okręgowego muzeum w Berezie prowadzi mnie przez wygaszone sale z figurami ludzi pierwotnych. Dalej mijamy suszone motyle i wypchane zwierzęta. Zatrzymujemy się na pierwszym piętrze, gdzie moja "przewodniczka" zapala światło w pokoju, którego połowę stanowi niewielka, złożona głównie ze zdjęć, ekspozycja.

- Budynki konslagiera już widzieliście?

Widziałem. Stoją przy ulicy Lenina,  na przeciwko cerkwi. W jednym mieści się supermarket EwroOpt, w drugim galeria i przedszkole.

Muzeum w Berezie

NIE tutaj
Chciałem zobaczyć budynek obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej, czy wg oficjalnej nazwy: Miejsca Odosobnienia, które działało za II RP w latach 1934-39. Aby tam trafić NIE należy wysiadać na stacji Bereza Kartuska. Dzisiaj tę nazwę nosi wioska przed samym miastem Bereza (i tam właśnie wysiąść należy). Nie wiedząc o tym, wysiadam za wcześnie. Dopiero co spędziłem kilka dni w Brześciu i teraz znalazłem się po raz pierwszy na białoruskiej wiosce. Urzeczony drewnianą zabudową idę jak ten japoński turysta w kierunku miasta i fotografuje wszystko, co z desek.

Domy w Berezie Kartuskiej
Cieszę się, że znów jestem na swoim miejscu. Tzn. w miejscu zupełnie niezamierzonym, bez planu jak dotrzeć do celu, rozglądając się na boki i z wolna snując się w stronę Berezy. To są najlepsze chwile podróży: gdy coś nie wypali, gdy wysiądziemy tam, gdzie nie trzeba, gdy dojedziemy do miejsca, o którego istnieniu nie wiemy. Gdzie nie mamy planu nic zobaczyć, nikogo spotkać i w ogóle niczego zrobić. Wtedy można po prostu iść i się dziwić.

I być otwartym na to, że za chwilę zatrzymuje się pewien miły Białorusin jadący w dokładnie przeciwnym kierunku, który po krótkiej rozmowie zawraca, wiezie nas do Berezy, pokazuje ruiny klasztoru, zawozi pod budynki byłego obozu, a w międzyczasie opowiada o swojej rodzinie. Tak złapał mnie pierwszy autostop na Białorusi.

Związki Kościoła i państwa Białoruś. Łukaszenko powiedział kiedyś, że jest ateistą. Ale, podkreślił, prawosławnym!
Pani w muzeum z niejakim zainteresowaniem podeszła do mnie, jedynego pewnie zwiedzającego tego dnia. Przedstawiała szczegółowo większość eksponatów dość skąpej ekspozycji.

Jeśli zestawimy liczby, porównamy z Berezą, dajmy na to, Auschwitz - to ta pierwsza odpada w przedbiegach. Ale nie chodzi przecież o liczby, tylko o fakt, że obóz koncentracyjny prowadzony przez władze II Rzeczypospolitej istniał. I że pani od historii Wam o tym pewnie nie mówiła.

Metody stosowane w Berezie niewiele różnią się od wielu znanych nam opowieści z obozów niemieckich. Głodowa dieta, bezsensowne prace (np. kopanie i zasypywanie rowów), bicie, upokarzanie. Ofiarami "miejsca odosobnienia" byli w głównej mierze wrogowie polityczni (endecy, ONRowcy, komuniści) oraz narodowcy mniejszości ukraińskiej czy białoruskiej. Przez obóz przewinęło się około 3 tysięcy zatrzymanych, z czego kilkunastu zmarło podczas przebywania w Berezie, inni bardzo często wychodzili z trwałymi uszczerbkami na zdrowiu fizycznym i psychicznym.

Do prac obozowych należała produkcja płyt chodnikowych. Kiedy skończył się materiał/plan produkcyjny na dany dzień, więźniom kazano nosić płyty dookoła obozu [źródło: pani z muzeum].
Z lokalizacją obozu w Berezie wiązały się również restrykcje dla mieszkańców miasteczka. W szczególności przechodząc czy przejeżdżając obok budynków konslagiera należało odwrócić głowę w drugą stronę.

Podobnie zabroniona była pomoc więźniom. Mimo to mieszkańcy miasta starali się na różne sposoby np. przemycać żywność osadzonym. W książce Bereziacy (sygnowanej przez KC PZPR, czyli prawdopodobnie "lekko" stronniczej - komuniści starali się wykorzystać historię obozu w Berezie do przedstawiania obywatelom PRL władz II RP jako faszystów), którą pani z muzeum wytargała dla mnie gdzieś z muzealnych archiwów, przeglądam wspomnienia więźniów. Są tam nie tylko opisy okrutnych metod stosowanych przez strażników, ale także np. fakt ciepłego przyjęcia przez mieszkańców miasteczka, którzy płakali nad losem wwożonych i rzucali im jedzenie.

Okładka książki Bereziacy

Pojawia się pytanie: czy historia obozu przedstawiana na Białorusi nie jest, jak często w tym kraju, przekłamana. Istnienie obozu jest zdecydowanie niekwestionowane. Co do propagandy PZPR o faszystowskim reżimie międzywojennej Polski w kontekście Berezy - przyznaje się, że tego typu miejsca odosobnienia były w tamtych czasach całkiem modnym trendem. Zwraca jednak uwagę pomnik usytuowany między budynkami poobozowymi a bankiem, który charakteryzuje więźniów jako rewolucjonistów Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, co jest częściowo prawdą. Ale tylko częściowo. Podobne "prawdy" można wyczytać np. na pomniku w Nieświeżu, upamiętniającym wymordowanie przez Niemców "pokojowo nastawionej ludności miasteczka". Żeby oddać całą prawdę, trzeba napisać, że ta tajemnicza pokojowa ludność, to po prostu ludność żydowska Nieświeża, wymordowana w 1941 roku. Ale, że komunistycznym władzom od czasu do czasu przydaje się granie na antysemickich nutkach, zdecydowano nie pisać całej prawdy i nie upamiętniać Żydów "po imieniu". Ponadto w samym muzeum będziemy mieli okazję pooglądać sobie propagandowe komunistyczne plakaty wymierzone w "burżuazyjne" władze II RP.

Pomnik ofiar obozu w Berezie
Zachowały się oba budynki obozu. Ten równoległy do ulicy Lenina (pierwsze zdjęcie od góry) był przeznaczony dla kadry, strażników. Drugi, prostopadły do niego, przeznaczony był dla więźniów. Gdy będziecie kiedyś w Berezie, znajdziecie je bez problemu. W razie czego pytajcie o konslagier.

W internecie można znaleźć dość sporo informacji na ten temat, także na wikipedii. Szkoda, że o takich rzeczach nie uczy się w szkole. Ktoś powie - to szczegół. 3 tysiące ludzi, cóż z tego... Szczegół, ale ważny, by pamiętać, że i my nie byliśmy zawsze tacy święci. Jeden z takich szczegółów, który pozwala mieć zdrowy stosunek do historii własnego kraju.

Matko, ale ja się mądrze. No warto wiedzieć po prostu : )

Autobus za budynkiem poobozowym

Komentarze

  1. w tonie takim jak wypowiedzi Stuhra o Pokłosiu. Bynajmniej Cię do żadnego aktora nie porównuję.
    Gratuluję odwagi w wypowiadaniu swojego zdania na trudne tematy

    OdpowiedzUsuń
  2. w szkole się o wielu rzeczach nie mówi (a to z braku czasu, a to z kanonu vel. programu, a to pewnie i ze "wstydu"). Dlatego dobrze jest czytać, jeździć i oglądać. Każdy trzeźwo myślący człowiek wie, że nie ma krystalicznie czystych narodów i to, czego ewentualnie można by uczyć jednych ludzi (wątpię czy w szkole), to właśnie umiejętności takiego patrzenia na swoje państwo, a innych - nie traktowania takiej umiejętności jako brak miłości do ojczyzny, bo jak powszechnie wiadomo dobre uczucie nie jest ślepe

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co. Może i w szkole nie ma czasu powiedzieć o wszystkim, na pewno go nie ma. Nie upierałbym się w związku z tym, żeby mówić akurat o Berezie. Ale wydaje mi się, że warto, by zaakcentować wyraźnie na lekcjach historii choćby jedno wydarzenie, w którym Polska w stosunku do innych nacji, czy - jak tutaj - własnych obywateli, nie jest niewinna. Bo właśnie większość ludzi, jak piszesz: ci "inni", po wyjściu ze szkoły nie sięgają już nigdy do lektury historycznej.

    Swoją drogą: może właśnie dlatego nie sięgają, że historia przedstawiana jest w szkole jako jedyna słuszna, wyjaśniona, bez wątpliwości i niedomówień, a nade wszystko przaśna i jedynie dla naszego kraju pozytywna? To zdecydowanie nie skłania do zainteresowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojtek, nawet ja, ze swoim, nazwijmy to "zaufaniem", do różnych instytucji (w tym do szkoły), nigdy NIE uważałam, że to, czego nas uczyli na historii jest "jedyną słuszną, wyjaśnioną [...]", a co dopiero ludzie, którzy wszystko i ciągle kontestują (a podobno takich jest więcej). Dla mnie najważniejsza jest trzezwość umysłu, o której już pisałam, bo to ona skłania do zainteresowania, tym, że krystaliczność jest podejrzana. Choć może rzeczywiście delikatna marchewka od historyków by pomogła. Nie wiem, może teraz historycy-pedagodzy poruszają takie tematy, szczególnie gdy jest ku temu okazja jak np. wspomniany przez kogoś wyżej film. A jeśli mówisz o akcentowaniu w szkole choćby jednego takiego wydarzenia, to ja miałabym problem, które wybrać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z kontestatorami, ludźmi o trzeźwym umyśle nie ma problemu o tyle, że oni sobie sami do czego trzeba dojdą. Ale to jest garstka, tzn. garstka ludzi, którzy pójdą za zainteresowaniem.

    Mi chodzi o świadomość narodową, brzydko mówiąc: o masy. Masy nie będą wnikać, tylko zostaną z tym, co wyniosą ze szkoły (jeśli w ogóle coś wyniosą i nie będzie to kolorowa kreda).

    Jako człowiek trochę już starszy niż gimnazjalista zdaje mi się zapominasz, że młody człowiek nie ma a priori wrodzonych zdolności krytycznych. Dlaczego uczeń miałby nie wierzyć pani nauczycielce, że Polacy zawsze byli dobrzy, a Niemcy zawsze źli. Szczególnie, że takie jest też, można powiedzieć, społeczne przekonanie (oczywiście nie tylko zresztą Polaków: każdy naród skłonny jest myśleć o swojej historii w samych superlatywach). Chodzi mi właśnie o uwrażliwianie na niuanse rzeczywistości poprzez wprowadzanie tego typu tematyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz pewnie rację, nad masą się ciężko pracuje (efekt jojo i te sprawy :P). Co do zdolności krytycznych, to może nie są one wrodzone a priori, ale w podstawówce to chyba się je już ma (tego też powinna uczyć szkoła), ale to temat na inną dyskusję.

      Usuń
    2. Nie wiem. No w szczególności ja ich nie miałem rozwiniętych na odpowiednim stopniu (trzeba przyznać też, że nigdy nie byłem asem z historii) i teraz całkiem solidnie się zdziwiłem czytając o przyczynach rzezi na Wołyniu. Tzn. w żadnym stopniu nie usprawiedliwia to brutalności Ukraińców, ale tak jak w szkole zazwyczaj się tylko utyskuje jak to źle Polacy mieli gdy germanizowali i rusyfikowali ich zaborcy, tak nic nie wspomina się o polonizowaniu kresów ; )

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że w szkolnym programie jest o Berezie i sanacyjnej walce z opozycją. Raczej, jeśli się o tym nie mówi, to z braku czasu. Wiadomo, że historycy to często osobnicy z wstrętnym narodowo-klapkowonaocznym skrzywieniem, ale nie wydaje mi się żebyśmy na ogół unikali takich tematów w naszej historiografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wdając się już w dyskusji o unikaniu bądź nie unikaniu, to najprościej będzie chyba napisać tak: jestem głęboko przekonany, że jeśliby zrobić ankietę na temat tego, kto z Zacnych Czytelników niniejszej wiadomości wiedział wcześniej o Berezie, to okazało by się, że większość nie wiedziała.

      Zresztą, nawet, jeśli tylko jeden z Czytelników nie wiedział, to znaczy, że warto o tym pisać.

      Ludzieee, jak mnie dopadnie jakieś takie poczucie misji, to się zawsze wszystko, co piszę robi takie poważne, że sam się nie mogę czytać ; )

      Usuń
  7. dobry tekst znalazłam kiedyś, a dzisiaj się na niego natknęłam "w wannie historii prawdę jest trudniej utrzymać niż mydło i o wiele trudniej znaleźć"

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja o Berezie nie wiedziałam, ale dobrze jest się dowiedzieć w przystępny sposób. Historia w szkole to była zawsze dla mnie katorga. No może nie w gimnazjum gdzie miałam naprawdę wybitnego historyka (Pan Bogumił Pempuś) i zaznajomiłam się chociaż z historią miejsca gdzie mieszkam. Ale poza tym ileż można słuchać o Żyznym Półksiężycu (raz wystarczy), czy uczyć się setki dat których później i tak się nie pamięta, przynajmniej ja nie pamiętam. Na ciekawe rzeczy, które często gęsto pokazują jak bardzo białe nie jest białe, nie ma nie tylko czasu ale i chęci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty