Sylwester na Chochołowskiej

Piszę, bo się zdziwiłem. No taka ciekawostka wręcz wynikła. Niby to sylwester na Polanie Chochołowskiej, miejsca zabukowane na kilka miesięcy wcześniej [na stronie fejsowej schroniska jest wpis, że na początku października wszystko było zaklepane], ludzie piszący na forach, że ach ach, sylwester w górach, fajnie by było, ale już za późno no i... skąd ja się tam znalazłem? Nie, nie podejrzewacie mnie chyba, że planuję sylwestra kilka miesięcy wcześniej? Nie podejrzewacie, że w ogóle planuję sylwestra. Nie podejrzewacie, że w ogóle planuję! W ogóle nie podejrzewacie, bo z natury nie jesteście podejrzliwi?

Ale do rzeczy.

(Acha, jakby ktoś bardzo chciał zdjęcia to tu są jakieś sprzed prawie dwóch lat z zimy w Tatrach Zachodnich... Teraz nie robiłem, aparat zepsuty... Kto naprawi aparat? Tanio! :D )

Mniej więcej około 21szej godziny dnia 29 grudnia wpadłem na pomysł (a właściwie: APM pomogła mi wpaść na pomysł), żeby pojechać w Tatry. Tak też zrobiłem: pojechałem rowerem do całodobowego supermarketu po jakieś płatki owsiane oraz pasztet  i o 5tej rano z minutami wsiadłem w autobus do Zakopanego. Po dziesiątej byłem w schronisku na Chochołowskiej. Żeby zdążyć przed zmrokiem wybrałem się na krótką trasę Grześ->Rakoń->Wołowiec. Pogoda cudowna, widoki piękne, ludzi trochę... ale głównie tak do Grzesia.

Wróciłem do schroniska. Przygotowany na podłogowanie już prawie rozkładałem karimatkę, ale okazało się, że jest jeszcze jedno miejsce w 8-osobowym. Dziwne... ale ok, w końcu to jeszcze nie sylwester.

Następnego dnia (31.12, popularnie zwany Sylwestrem) wstałem ultrarano, żeby z jednej strony jeszcze pochodzić, ale z drugiej - wrócić o jakiejś sensownej porze do Krakowa. Wyszedłem po 6stej, koło 8mej byłem na Trzydniowiański Wierchu, potem Kończysty, Jarząbczy (oj piękna ta grań między K. a J., a jeszcze jak czasem chmury przegnało i widać było te plesa po słowackiej stronie, to już w ogóle cudo). Pogoda nieco podlejsza, z Jarząbczego to właściwie nie widziałem nic. Potem 300 metrów w dół, 200 metrów w górę, Łopata, 200 w dół, 200 w górę i jesteśmy na Wołowcu nieco po 12stej.

Tu reklama polskich sił zbrojnych. Jesienią w Beskidzie Sądecki pewien miły żołnierz podarował mi konserwę. Powiedział, że sobie mogę ją podgrzać i będzie dobry obiad. Zawsze byłem przekonany, że to jakaś tyrolska czy inna turystyczna (była bez etykiety, takie wojskowe żarcie bez nazwy). A to była FASOLKA PO BRETOŃSKU! I jaka dobra! I jak mi smakowała na tym Wołowcu, taka gorrąca fassola! I jakie wielkie kawałki kiełbasy, ba, nawet jakiś ochłap wołowiny pływał - no cudo po prostu! Idźcie do wojska :D!

No dobrze, ale ad rem. Między Wołowcem i Rakoniem jest takie miejsce, kiedy zielony szlak schodzi do doliny i można nim szybciej dostać się do schroniska. I tak chciałem zrobić, żeby biec dalej na autobus do Krakowa (a to jeszcze kawał drogi, do schroniska z 1.5h, a ze schroniska do drogi jeszcze z 2h). Ale tak popatrzyłem na tę mroczną, w cieniu leżącą dolinę... Z drugiej strony: popatrzyłem na rozświetlony zimowym słońcem, piękny, soczysty grzbiet ciągnący się przez Rakoń po Grzesia... Przemyślałem, czy mam jeszcze jedzenia na jeden wieczór i pieniędzy na nocleg i ruszyłem tym grzbietem. Aaa co będę na autobus się spieszył! Przeszedłem się spokojnie, w słoneczku poleżałem na karimatce i zaszedłem koło 15.30 do schroniska. A tam czekała mnie kolejna niespodzianka: w schronisku było jeszcze wolne miejsce! Ba, i to nie jedno. Bo przede mną ktoś wziął jeszcze trzy inne (ale to chyba cały wolny zasób). Przyszła też później jeszcze jakaś ekipa i mimo zapowiedzi pani w recepcji, że w sylwestra podłogowania nie ma, to podłogowanie było.

Zaskoczyła mnie też inna rzecz. Bo ten sylwester w górach, w Zakopanem, niby taki sławny i pożądany przez połowę warszawiaków, ćwierć Poznania i dwie trzecie Gdańska, więc zdawałoby się - towar nie tylko deficytowy, ale i luksusowy. To będzie kosztować! A tu: miejsce przy stoliku kosztowało 30zł. To chyba nie tak źle? Tzn. oczywiście, że się nie skusiłem na te harce, tylko grałem z wesołymi turystami z mojego pokoju w jakieś karty z krasnalami, ale no ostatecznie nie tak drogo na tej Chochołowskiej. A o 24tej msza w drewniany kościółku na polanie. Bezchmurne niebo, księżyc oświetlający szczyty. Niebo gwiaździste nade mną, święty spokój we mnie. Fajnie było, polecam : )

A z praktycznych, aktualnych informacji, to śniegu bardzo mało w Tatrach Zachodnich, co ułatwia chodzenie. Szlaki po Sylwestrze udeptane (noo, tam między Jarząbczym a Wołowcem to raczej przysypane, bo wieje od tych Słowaków srogo), ciepło, słonecznie, nic tylko w Tatry!

Komentarze

  1. zgadza się, ale niestety szlaki są zamknięte z powodu halnego, który narobił wiele szkód w Tatrach :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty