Opowieść kirgiska o konflikcie

Przed Bałykczy szofer małej ciężarówki skręca w prawo, na południe, na Choczkor i Naryn. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów przejechane w kilka godzin w kurzu i pyle remontowanej drogi z Biszkeku wreszcie się skończyło, teraz już względnie równy asfalt północnym wybrzeżem Issyk-kul, do Czołpon Aty. Z brudnego skrzyżowania, zdobnego w betonowy szalet, podły bar i kilka handlarskich bud, widać jak zaczyna się, ale już nie kończy, gigantyczne jezioro.

W mercedesie (bo co innego może się zatrzymać w Kirgistanie) siedzi dwóch mężczyzn. Jadą ze stolicy.

"(...) widać jak zaczyna się, ale już nie kończy, gigantyczne jezioro."
Już dwa razy pisałem o konflikcie uzbecko-kirgiskim z perpektywy Uzbeków w tekstach Gdy on wychodzi do pracy, ona klęka i czyści mu buty oraz O tym, jak Pan Bóg uratował Uzbeków z Taszbulak w Dżalal-abadzie. Jest oczywiście także kirgiska narracja dla tej historii. Żadnej niespodzianki - jest diametralnie różna. Tak jak zawsze, jak wszędzie, jak abchaska wersja historii Abchazji różna jest od wersji gruzińskiej.

Kirgizi budują swoją opowieść o stosunkach z Uzbekami trochę jak Gruzini o Ormianach, albo i Polacy o Żydach... W każdym razie: ci pierwsi (Kirgizi, Gruzini, Polacy) mają być w tej opowieści wojownikami, szlachtą, patriotami i - ma się rozumieć - ludźmi honoru. Tym drugim (Uzbekom, Ormianom czy Żydom) przypada rola kupców, czy wręcz: sprzedawczyków i przebiegłych oszustów.

Dawno dawno temu. Czy tam: był ktoś, nie było nikogo. A było to przed bolszewikami, kiedy Kirgizi stanowili warstwę szlachecką w Chanacie Kokandu, Andidżanie, w rajskiej Ferganie i dalekim Taszkiencie. Uzbecy zaś robili za ich służbę: kucharzy, sprzątaczy, trudnili się handlem (oczywiście). Kirgizi, tak jak i teraz, spędzali wiosny i lata w górach, żyjąc w jurtach i popijając kumys. Kiedy przyszli bolszewicy, zastali w okolicy głównie Uzbeków, którzy stwierdzili, że to ich ziemie. Kirgizi zwarli szyki w bojówkach zwanych basmaczami, osiedlili sie w górach Alaj i stamtąd podejmowali walkę o swoją własność.  To by sie nawet zgadzało z opowieściami siostrzeńca Kabula, który twierdził, że nie może pojechać w Alaj, bo go tam z pewnością zamordują.

Niemniej, kiedy ustalono już podział na uzbecką i kirgiską SSR, Uzbecy dalej napływali na kirgiską stronę w poszukiwaniu pracy. Działo się to przez dziesięciolecia, a Uzbecy stopniowo mieli zasiedlać okolice Osz, Uzgen i Dżalal-abadu.  Teraz, gdy mamy niepodległy Uzbekistan i Kirgistan, Uzbecy starają się o autonomię tych terenów i, twierdzi siedzący na fotelu pasażera Kasym, chcą koniec końców oderwać ten fragment Kirgistanu i przyłączyć go do uzbeckiej Macierzy. Uzbecy żyją w Kirgistanie znacznie lepiej niż w Uzbekistanie, mają dobre stanowiska, samochody, pieniądze (tu rzecz jasna Uzbecy twierdzą coś diametralnie różnego) i z tych pieniędzy ponoć przygotowywali się do zamieszek jeszcze długo przed 2010 rokiem.

Islom Karimov, od ponad 20 lat prezydent Uzbekistanu, zdaje się nie podzielać poglądów swoich rodaków na obczyźnie. Przede wszystkim: on w ogóle niespecjalnie lubi, gdy ktoś ma jakieś poglądy, dlatego też niespecjalnie widziałby masową repatriację Uzbeków znających mnogość zalet słodkiej kirgiskiej demokracji (och, ach). Podobno Uzbecy oczekiwali pomocy wojsk lotniczych ze swojego kraju: znaczyli dachy swoich domów, by rozróżnić je od kirgiskich. Pomoc jednak nie nadeszła.

Pytanie, kto zaczął. Dwie odpowiedzi, przeciwstawne.

A więc wg Kirgizów oczywiście zaczęli Uzbecy: pierwszego dnia zamieszek Uzbecy zarzynali Kirgizów, w następnych dniach ci drudzy kontratakowali (cóż mieli robić). Przyznaje się, że mordowali jedni i drudzy, ale - tu nadchodzi różnica - jedni mordowali lepiej od drugich. Kirgizów bowiem, jak wiemy z założeń poczynionych przed nasza opowieścią, cechuje honor, a co za tym idzie: szacunek do zmarłych. Uzbeków, jak wiemy, nie cechuje, w związku z czym ci ostatni kręcą filmy pomordowanych i wrzucają je do sieci, ci pierwsi zaś - nie czynią tego. Dlatego cały świat uważa, że w konflikcie uzbecko-kirgiskim zarzynali tylko Kirgizi. Uzbecy podobno mieli filmować również zamordowanych... Kirgizów, i relacjonować, że to właśnie zabici Uzbecy. Tę historię słyszałem jeszcze wiele razy.

Po kilku dniach Uzbecy zaczęli uciekać (czyli chyba ktoś ich jednak wyrzynał). Gdy jedzie się główną arterią kraju: Biszkek - Osz, droga między Uzgen a Dżalal-abadem biegnie właściwie po granicy. Jedziemy więc drogą, potem jest rów z wodą, a potem jest Uzbekistan. Z głównej drogi odchodzą tu i tam do Uzbekistanu polne dróżki, na niektórych stoi kontrola. Podczas konfliktów tej kontroli było dużo. Uzbeccy żołnierze mieli łapać uchodźców, swoich rodaków, i kolejno legitymować. Jednocześnie krzyczeli, żeby uciekać, bo lecą Kirgizi. Więc Uzbecy w nogi - do Uzbekistanu. Więc żołnierze serią z karabinu - za nielegalne przekroczenie granicy. Więc Uzbecy z powrotem. W ręce Kirgizów.

Bo Islom Karimov nie chce napływu wolnych, krytycznych Uzbeków, znających demokrację.

Tak to podobno było.

Komentarze

Popularne posty