Wywiad: Maya Pedal, czyli jak z bicykla zrobić mikser

W Itzapa rządzą konie. Na koniach się jeździ i konno się transportuje. Konie stukają kopytami w betonowe uliczki krzyżujące się pod kątem prostym. Te uliczki zwykle pną się raptownie w górę, i równie raptownie opadają w dół, co razem stanowi pewną przeszkodę dla pojazdów mechanicznych. Ale nie dla koni, więc stukają w beton już od rana, mijając kobiety noszące w ustawionych na głowach koszach kukurydzę na tortillę. Te, które masę już przygotowały, włączają się w konny stukot, klaszcząc w napełnione żółtawą papką dłonie, nadając tortilli właściwy jej, plaskaty kształt. Jest więc stu-kot i klas-kot. Na rogu jednej z uliczek w północnej części miasteczka, stromo-górskiego skrótu do Patzicia, i jednej z niewielu uliczek płaskich, mieści się dom-warsztat, Maya Pedal.

Drzwi są zamknięte. Jest 15, stukam, dzwonię. Nieopodal parkuje samochód, z którego wysiada szeroko uśmiechnięty mężczyzna. To Mario Juarez, współzałożyciel i obecny prezes Maya Pedal. Zaprasza, pyta skąd, jak na imię, oprowadza, pokazuje, i nie przestaje się uśmiechać. Wszyscy wolontariusze są obecnie w terenie: w warsztacie - chwilowo bezrobotne - zwisają klucze, koła i łańcuchy. Na ścianie rysunek roweru z podpisanymi częściami po hiszpańsku – bo wolontariusze przyjeżdżają najczęściej spoza Ameryki Łacińskiej. Jednak samo składanie rowerów to dla miłośników pedałowania coś jak muzyka - międzynarodowy język, w którym nabijanie korby na oś, dokręcanie kierownicy czy polerowanie chromoniklowego błotnika rozumie każdy, i dopieszcza każdy detal do późnej nocy.




- Wojciech: Jak to się właściwie wszystko zaczęło... ?
- Mario: Maya Pedal zapoczątkowała grupa Kanadyjczyków z Vancouver, zwana Pedal Power. Przyjechali do Gwatemali 1997 i 1998 i pracowali niezależnie około 3 lat, również w Itzapa.

- Ale jak udało im się wejść w kontakt z lokalną społecznością?
- Tak, to czasem rzeczywiście nie jest łatwe. Jednak w okolicy działało już wtedy kilka organizacji z ustabilizowaną pozycją, m.in. Technologia dla Zdrowia, i właśnie oni przyjęli Kanadyjczyków. W tamtym czasie prowadzili program dotyczący karmy dla kur, którą zwykle przygotowywano ręcznie. Kanadyjczycy z Pedal Power zaproponowali, by w ten męczący, ręczny proces zaprządz pedała – taki był początek prac nad modelem maszyny napędzanej pedałami.

Mario wstaje nagle i zaczyna z pasją przetrzącać pułkę za swoim biurkiem, za chwilę wraca, niosąc album z zafoliowanymi zdjęciami.


- To jest chłopak z Kanady, który rozpoczął prace nad maszynami, a to właśnie ta pierwsza maszyna, dinozaur, naprawdę kiepsko to działało – śmieje się. Wówczas zaczęliśmy od czegoś takiego, a Kanadyjczycy wpadli na pomysł ubiegania się w swoim kraju o fundusze na rozwinięcie projektu – i udało im się to. Kiedy pozyskano fundusze, rozpoczął się proces obmyślania różnych modelów bicimaquinas, rowerowych maszyn. Jednym z pierwszych rozwiązań było pompowanie wody za pomocą roweru. Potem pojawiły się i pojawiają cały czas kolejne pomysły. Za każdym razem konstruujemy prototypy, aż do uzyskania dobrze funkcjonującej maszyny.

- Od tamtego czasu jednak wiele się zmieniło...
- Tak. Kanadyjczycy, gdy już opuściła Gwatemalę na przełomie stycznia i lutego 2001 roku, nie chcieli bynajmniej kończyć projektu. By kontynuować, zebraliśmy się wspólnie z organizacjami, które nam pomagały: wybraliśmy po 1-2 osoby by uformować nową organizację, złożoną już z Gwatemalczyków, z członków lokalnej społeczności. Nazwy nie trzeba było długo szukać, bo powstała już wcześniej: Maya Pedal, nie chcieliśmy nowej. Oficjalnie organizacja pod nazwą Maya Pedal została zarejestrowana w kwietniu 2001 roku.

- Można powiedzieć – Mario ciągnie z pasją nie dając sobie przerwać, można powiedzieć, że ta grupa Kanadyjczyków, i także ludzie z innych stron, zostawili pewne dziedzictwo, które kontynuujemy jako Maya Pedal.

Co jakiś czas ktoś zagląda do środka, przychodzą znajomi, wreszcie wraca też grupa wolontariuszy, wszystkich Mario częstuje uśmiechem, zaprasza do środka, nie przerywa przy tym prezentacji fotografii.

- Oho, widziałem ten typ bici-maquina w Ciudad de Guatemala.
- O, naprawdę? Gdzie?

- Zona 4, przed jedną z wegetariańskich restauracji.
- A tak, to pewnie Leo z Texasu, nasz człowiek, były wolontariusz! Mówił mi, że chce sprzedawać w mieście napoje z biciliquadory [czyli blendera napędzanego pedałami]. Ale było strasznie zimno i zainteresowanie niewielkie, więc nocą dodawał do napojów rumu, ma się rozumieć, że szło dużo lepiej! Bo widzisz, Maya Pedal to po prostu takie dobre miejsce, gdzie gromadzi się ludzie z dobrymi pomysłami.

- A co robią wolontariusze poza warsztatem – gdy przyszedłem, mówiłeś, że obecnie wszyscy są w sąsiednich wioskach.

- Tak, odwiedzają ludzi, którzy używają naszych maszyn. Przykładowo w San Martin jedna kobieta używa maszyny do odzierania ziaren kawy z miękkiej otoczki [bicidespulpador] i wolontariusze idą pomóc, jeśli trzeba, sprawdzić, czy wszystko działa poprawnie. Kobieta na tym zdjęciu to donia Sabina, mieszka bardzo daleko, w górach i używa biciliquadory – ją też wolontariusze czasem odwiedzają.

Bicimolino - młyn rowerowy
Krajobraz warsztatowy
Bicidesgranadora zbiera ziarna z kolby kukurydzy - tę pracę ludzie zwykle wykonują ręcznie

- Ludziom, którzy potrzebują takich maszyn, Maya Pedal przekazuje je za darmo, czy sprzedaje?
- W czasie, gdy mieliśmy pomoc finansową od rządu kanadyjskiego, wszystkie maszyny były rozdawane za darmo, albo za symboliczną opłatą: 50-100Q [20-40zł]. Jednak teraz przyszedł czas, że nie ma wsparcia finansowego z zewnątrz i rodziny, które potrzebują bicimaquinas, muszą odwdzięczyć się swoim wsparciem finansowym. Maszyny, które robimy w naszym warsztacie, co prawda powstają z części z używanych rowerów, które dostajemy z Kanady i Stanów Zjednoczonych, ale zawsze potrzeba jest coś dokupić. Są pewne części, które muszą być wykonane bardzo dobrze: nie możemy np. przekazać maszyny z osią licho zespawaną z narzędziem pracującym w maszynie [np. młynem, tarką etc.], to musi być dobrze wykonane. Bo dajmy na to ktoś dostanie taką maszynę w Huehuetenango, coś się złamie i on powie: no i jak teraz przewiozę ją do Maya Pedal, do Chimaltenango? Nie, nie, nie, tak nie może być! A z drugiej strony to właściwie dobrze, że wymagamy opłaty, bo wtedy odbiorcy bardziej cenią swoje bicimaquinas. Jak się coś da za darmo to rzucą w kąt, bo aaa, to mi podarowali. A gdy sami za to zapłacą, to już dbają, czyszczą, oliwią, bo, mówią, to jest moja maszyna, dobrze mi służy. Tak czy tak Maya Pedal w dalszym ciągu pozostaje i zawsze będzie organizacją społeczną, organizacją wsparcia dla lokalnej społeczności. Gdy obecnie zdobywamy jakieś fundusze, to pomagamy też innym grupom lokalnym: przychodza do nas ludzie, mówią, że mają taki czy inny projekt i potrzebują 300Q, a my przekazujemy im te pieniądze. Na przykład ktoś zakłada farmę z kaczkami, kurami, chce przygotowywać karmę w swoim młynie: pomagamy w takich inicjatywach. 

- Czyli Maya Pedal działa obecnie nie tylko w dziedzinie rowerów, ale i pomaga na innych polach?
- Dokładnie tak. Chociaż w tym przykładzie, który podałem z farmą kaczek, bierze udział także jedna bicimaquina, tj. młyn rowerowy. Chodzi o hodowlę drobiu, gdzie potrzeba przygotować karmę z soi i otrębów, którą serwuje się ptakom, ptaki rosną, dają jajka - Mario jest bardzo szczegółówy - które się potem sprzedaje na targu i dana rodzina zaczyna się z tego utrzymywać. Wczoraj np. odwiedziliśmy rodzinę, która używa bicidesgranadory [maszyna zbierająca ziarna kukurydzy z kolby] i powiedzieli nam, że dzieki maszynie zarabiaja jakieś 110Q dziennie [około 55zł, jak na dzienny zarobek w Gwatemali to dość sporo, murarz zarabia koło 50Q]. Ile?!- pytam. No bo wie pan, mówi, dziennie przerabiam 12 kwintali kukurydzy [przez kwintal Mario rozumie 100 funtów, czyli jakieś 45, a nie 100kg]: ludzie mi płacą, żebym przyjechał z moją maszyną i pracował dla nich. Widać więc, że maszyny daja ludziom realną szanse na zarobek, na utrzymanie swoich rodzin. I to bardzo dobrze: bicimaquina może więc służyć jako maszyna codziennego użytko, jako droga do samozatrudnienia, zwiększa efektywność pracy, poza tym praca na bicimaquinie to świetne ćwiczenie fizyczne, dobre dla zdrowia, powstaje z recyklingu i nie zanieczyszcza środowiska – istnieje cała mnogość zalet takiej maszyny!

- Czy było trudno przekonać tutejsze kobiety, żyjące w głęboko tradycyjnym społeczeństwie, by siadły na rower i pracowały w ten sposób?
- Tak, to świetne pytanie dotyczące naszej kultury. Swego czasu było stosunkowo trudno w ogóle wprowadzić do użytku rowery w społecznościach Majów. W kontekście już samej pracy na bicimaquinas szczególnym problemem były siodełka: kobiety opierały się, mówiąc, że nie mogą siąść na coś takiego, że nie mogą tak pracować, i dlatego musielismy montować normalne siedziska, jak krzesła. Innym problemem były długie spódnice, których kobiety nie chciały podciągnąć do góry, by nie pokazywać nóg, i znów trzeba było się zastanawiać jak to przezwyciężyć. W latach 2001-2003 prowadziliśmy całą akcję promocyjną, uświadamiającą, doceniającą kobiety, mówiącą że tak, ty też możesz, bicimaquina to świetne narzędzie...

- Jak przebiega taka akcja?
- Organizowaliśmy spotkania z grupami kobiet [cooperativas, wspólnoty pracujące np. nad sztuką ludową], gdzie mówiliśmy o bicimaquinas i zdarzało się, że wreszcie któraś zgłaszała się, wstawała i mówiła, że tak, ja chętnie, podczas gdy inne stwierdzały, że one nie. To był trudny proces... Ale w końcu jakos się udało. Łatwiej szło z córkami tych starszych kobiet, córki dawały się przekonać znacznie szybciej.

- Jakiej pomocy potrzebuje Maya Pedal?

- Potrzebujemy części i narzędzi, których nie możemy pobrać z recyklingu rowerów. Przykładowo szlifierki kątowej, czy łańcuchy rowerowe, które w starych rowerach są już zwykle za bardzo zużyte. Niezbędne są części potrzebne do przystosowania osi roweru do nowej funkcji, którą będzie pełnić w bicimaquinie. Przy tych adaptacjach często konieczną okazuje się tokarka, której nie mamy, więc musimy płacić za tę część pracy. Wszystko po to, by maszyny były solidnie wykonane. Oczywiście przydatne jest wsparcia finansowego: dajmy na to ktoś przeczyta o nas, zaproponuje, że zapłaci koszty jednej bicimaquiny dla konkretnej rodziny – jesteśmy otwarci na wszelkie rodzaje współpracy. Na naszej stronie internetowej jest cała sekcja dotycząca tego, w czym można nam pomóc [zob. wolontariat, donacje]. Dalej: ilość naszych narzędzi się zmniejsza, bo zawsze przekazujemy bicimaquinę z zestawem podstawowych kluczy pozwalających na prostą naprawę czy regulację. Potrzebujemy więc narzędzi, bo one idą na pola, idą do rodzin, które używają naszych maszyn!

- Wolontariusz, jak widzę, jest już wystarczająco?

- Haha, tak, nasza skrzynka meilowa jest zawsze pełna zgłoszeń: „Chcę również pomóc, jestem stąd i stąd...” . A my mamy tylko 3 pokoje dla wolontariuszy, dlatego jesteśmy nieco ograniczeni z przyjmowaniem pomocników: obecnie jest z nami 7 osób, ale dwie z nich śpią w namiocie. Ale tak, chcielibyśmy mieć trochę więcej miejsca, żeby więcej osób mogło pomóc i więcej mogło używać bicimaquinas.

- Maya Pedal działa tylko w Itzapa i okolicy, czy w całym kraju?
- Chcielibyśmy rozszerzyć naszą działalność na 20-30 regionów. Trzeba by było założyć tam małe warsztaty, z podstawowym wyposażeniem narzędzi, spawarką. Obecnie mamy 6-8 takich niewielkich filii. Dzieki temu gdy komuś zepsuje się maszyna w okolicy Chichicastenango, nie musi kierować się z tym problemem do nas, bo tam też już mamy swój mały warsztacik. Do tego potrzeba szkolić ludzi, którzy pomagają w naprawach w filiach regionalnych. Interesuje nas również rozpropagowanie tej technologii na inne regiony, na Peten, Coban. Chcielibyśmy przekazać tam nasza ideę, dać wsparcie ludziom, by mieli tę świadomość, że jest ktoś, kto idzie z nimi, że mają takiego brata, który mówi: „ty też możesz”, że jak ktoś ma problem, to my mówimy „nie ma problemu, w tą niedzielę wysyłamy techników, pomogą!”. Chcemy tego procesu, tego rozwoju, idziemy w tym kierunku, ale to wszystko wymaga inwestycji w filie, w te małe szkółki Maya Pedal w regionach. Ale tak, to jest nasze marzenie: Maya Pedal działające w całej Gwatemali!


* * * * *


Ponieważ wolontariuszy było już dość, zostałem w Maya Pedal tylko jeden dzień: udało mi się nawet wyregulować młyn rowerowy, a i dla mnie znalazła się pomoc: zespawano złamane ramię mego bagażnika. Robota trwała jeszcze długo po zmroku: wolontariusze, w większości zresztą dziewczyny (!), nie mogli się oderwać od narzędzi. Potem wspólna kolacja: tortilla od kobiet z sąsiedztwa, awokado i fasola. Zza biurka Mario wyciągnęliśmy gitarę, ja sięgnąłem po ukulele, ktoś dobył z plecaka harmonijkę: uliczny koncert przyciągnął dzieciaki z okolicy. Rano ruszyłem dalej w stronę Lago Atitlan, a wolontariusze z Kanady, Stanów Zjednoczonych i Szwecji kontynuowali swoją pracę: stosując magię Majów, czarodziejskimi różdżkami imbusów i klucza piętnastki przemieniali rowery w sprzęty gospodarstwa domowego.



Maya Pedal jest organizacją pozarządową działającą w San Adres Itzapa w Gwatemali. Gwatemala jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów Ameryki Łacińskiej, w wielu miejscowościach nie ma elektryczności, a gdy już jest, jej koszt często przerasta domowe budżety – stąd maszyny napędzane siłą mięśni bywają jedynym rozwiązaniem problemu usprawnienia pracy. Oprócz wspomnianych w tekście wynalazków: bicibomby [pompy wodnej], biciliquadory [rowero-blender do przerabiania warzyw i owoców], bicidesgranadory [ściąganie ziarna z kolb kukurydzy] i bicidespulpadory [odzieranie ziaren kawy z miękkiej otoczki, tj. pulpy] w Maya Pedal z rowerów tworzy się też pralki, młyny, maszyny do przerabiania orzechów czy wyrobu dachówek, tricykle cargo czy rowerki ręczne dla osób niepełnosprawnych – ich projekty są dostępne online.


Konstrukcja biciliquadory
... ciąg dalszy
Manifest BiciTechnologiczny!

Komentarze

Popularne posty