Jak przekroczyć przesmyk Darien?

Najpierw jakiś wstęp w stylu typowym: "Wielu sądziło, że przejedzie sobie na wrotkach z Alaski aż do Chile drogą zwaną Panamericaną. Niedoczekanie! Otóż jest pewien problem, i sie nazywa DARRRIEN!!!"

Darien to ten kawałek dżungli między Panamą i Kolumbią, przez który nie prowadzi żadna droga, dżungla przez którą przechodzą tylko raz w życiu Wojciech Cejrowski i Beata Pawlikowska, a codziennie przemytnicy kokainy i emigranci z Ekwadoru. W sytuacji, w której nie chroni nas żaden narkotykowy zleceniodawca ani pieniądze od sponsorów wyprawy, dobrze jest w zasadzie ten kawałek świata ominąć. Chociaż ja nie mówię, że się nie da, wszystko się da, tylko z rowerem jest to nieco kłopotliwe ze względu na góry i błoto.

Podczas podróży przez Amerykę Środkową spotkałem wielu ludzi, którzy zamierzali albo już przeskoczyli przesmyk Darien w jakiś sposób. Sam, koniec końców, również przedostałem się z Panamy do Kolumbii, chociaż przez całą wcześniejszą podróż nie wiedziałem, jak to zrobię.

Jeśli i Ty zastanawiasz się jak przebyć przesmyk Darien, to tekst dla Ciebie. Opisuję w nim szerzej moje doświadczenie, oraz po krótce wszystkie wiarygodne praktyczne informacje, łącznie z cenami, jakie udało mi się uzyskać na temat innych form przekraczania przesmyku.

Port w Yaviza, ostatnim miasteczku na Panamericanie

1. Statek towarowy + motorówka + motorówka  (moje doświadczenie)

Na karaibskim wybrzeżu Panamy znajdują się dwa istotne dla kwestii przekraczania Darien porty: Portobelo  (jakieś 100km od stolicy) i Miramar (20km dalej tą samą drogą). Rzecz w tym, że do Portobelo statki towarowe przypływają bardzo rzadko (stacjonuje tam jednak dużo jachtów, patrz niżej), natomiast w Miramar stoi ich zwykle kilka i zwykle ze 2 lub 3 na tydzień wypływają w kierynku Puerto Obaldia, ostatniego portu po stronie panamskiej.

Wszystkiego tego dowiedziałem się w Portobelo i ruszyłem do Miramar. Zapytaliśmy (wraz z moją towarzyszką Sandrą) kapitana pierwszego wypływającego statku czy nas zabierze. Stwierdził, że nie, że nie wolno, że kontrole, że kiedyś wziął jakiegoś gościa który, jak się okazało, nie miał paszportu, i kapitan miał przez to problemy. Spotkaliśmy owego kapitana następnego dnia i obiecał, że nas zabierze. I zabrał. I to za darmo, a właściwie za drobną pomoc: kilka razy zdarzyło mi się przerzucać cegły czy skrzynki napojów wyładowywane na wyspy archipelagu San Blas. Do tego mieliśmy posiłek trzy razy dziennie, no luksus.

W porciku stało jeszcze 4 czy 5 innych statków, które wypływały w najbliższym czasie. Nasz miał płynąć w piątek, ale nie doszło na czas coś z załadunku. W sobotę we wsi obok były tańce, koniec końców wyszliśmy w morze w niedzielę. Rejs trwał tydzień z wieloma postojami na mniejszych i większych wyspach.

Porcik w Miramar
Tu należy się kilka komentarzy.
  • kapitan mógł się oczywiście nie zgodzić, ale było jeszcze kilku innych, więc szansa na zabranie się z kimś nie jest taka mała
  • w naszym przypadku udało nam się przepłynąć darmowo, zdarza się jednak, że kapitanowie bardziej niż pomoc wolą zainkasować nieco waluty, zwykle jest to koło 50$ za osobę
  • udało nam się złapać "stopa" bardzo szybko, podejrzewam, że przez to, że płynęliśmy razem z Sandrą, Meksykanką, nie-białą, a to bardzo ważne, bo jak wiadomo każdy biały urodził się z 10 milionami dolarów w kieszeni i nie należy mu pomagać
  • zabieranie pasażerów przez statki towarowe jest zabronione i Panama powoli zaostrza kontrole w tym względzie, więc może się zdarzyć, że za jakiś czas ta opcja zaniknie
  • statki towarowe można również łapać z poszczególnych wysp San Blas: największa, tzn. odwiedzana przez wiele łodzi, i stosunkowo łatwo dostępna, to Nargana, do której możemy popłynąć motorówką z Carti (patrz niżej), oprócz panamskich łodzi towarowych po wyspach San Blas pływa sporo kolumbijskich kokosowców, można się z nimi zabrać, w Miramar próżno ich natomiast szukać; łapanie łodzi w Nargana jest o tyle sensowne, że przepływając przez tę wyspę statki są już po kontroli straży przybrzeżnej i nie boją się już tak bardzo zabierać ludzi - nasz statek po Nargana zabierał parę razy lokalnych gapowiczów z wyspy na wyspę

Statek (Rey Emmanuel) dowiózł nas do Puerto Obaldia, ostatniego portu po stronie panamskiej. Tam odwiedziliśmy biuro imigracyjne i dostaliśmy pieczątki wyjazdowe. Droga lądowa do La Miel (jeszcze Panama) owiana jest złą sławą: podobno mordują, rabują i co tylko, mimo, że w samym Obaldia stacjonuje pokaźna jednostka wojskowa. Legendy o niebezpieczności ścieżki uważam za wyssane z palca, znając ścieżkę z La Miel dalej do Capurgana, już po stronie kolumbijskiej, która tak, jest błotnista i górzysta, ale nie ma nic wspólnego z niebezpieczeństwem. Poza tym Panamczycy nie chodzą (tak po prostu, wszędzie jeżdżą taksówką, no ewentualnie - EWENTUALNIE - autobusem), więc wszystko dla nich jest za daleko i niebezpieczne. Tak czy tak przebycie tej trasy z rowerem byłoby dość męczące, koniec końców byliśmy grzecznymi turystami i zapłaciliśmy 15$ za osobę za motorówkę do Capurgana, jak wszyscy, plus 15$ za dwa rowery, łacznie 22.50$ (czas rejsu: 20 minut).

Molo w Puerto Obaldia
W Capurgana dostaliśmy pieczątki wjazdowe do Kolumbii i spędziliśmy 2 miesiące, bo tam ładnie jest bardzo. Capurgana nie jest połączona z siecią dróg Kolumbii, więc klasycznym rozwiązaniem jest opłacenie znów, jak wszyscy, motorówki (takiej sporej, wchodzi ponad 50 osób). Próbowaliśmy znów tricku ze statkiem towarowym, ale żadna z trzech łodzi pływających między Turbo a Capurgana (No hay como Dios, Niña Wendy i jakiś wielki zielony statek, który przypłynął okazjonalnie tylko raz) nie chciał nas zabrać: w Kolumbii również jest to zabronione, i zdaje się, że kontolują to bardziej rygorystycznie niż w Panamie. Jedyny statek, który pływa do Capurgana i znany jest z tego, że raz na czas  kogoś zabiera do Turbo, to Pipe (sporo większy niż No hay como Dios, z biało-niebieską burtą), ale akurat w czasie kiedy opuszczaliśmy Capurgana nie pływał.

Koniec końców jako grzeczni turyści i obywatele zabraliśmy się motorówką do Turbo. Kosztuje to 55.000 pesos colombianos za osobę (około 30$) plus bagaż. W przypadku rowerów skasowano nas 30.000 pesos (16$) każdy, łącznie z sakwami. W przypadku normalnym użytkownik serwisu motorówkowego jest uprawniony do zabrania bagażu o wadze 10kg w cenie biletu, za każdy dodatkowy kilogram płaci się 600 pesos (1zł, 0.30$). Tak, tak, zawsze okradają cyklistów. (czas rejsu: 2 godziny)

Komentarz: alternatywne metody wydostania się z Capurgana. 

Istnieje połączenie motorówkowe z Capurgana do Necocli, miasteczka położonego na tej samej drodze co Turbo. Pływa dwa razy w tygodniu: w poniedziałki i piątki (łodzie do Turbo pływają codziennie) i kosztuje tyle samo.

Tak, motorówki czasem się wywracają. Bo myśmy mieli płynąć do Necocli w sumie, w poniedziałek, ale nie popłynęliśmy, bo w piątek operator linii utopił łódź.


Istnieje również ścieżka prowadząca z Capurgana do Acandi (największa wiocha w okolicy, siedziba władz gminnych, podobno w odróżnieniu od Capurgana jest tam strasznie brzydko). Osobiście znam trudniejszy fragment drogi: od Capurgana do Valle de Los Rios, jakieś 2-3 godziny piechotą. Jeśli w regionie nie pada przez jakieś 3 dni, ta ścieżka jest całkiem znośna, i pomimo że wymaga dość stromego podejścia pod górę, można by tam przeciągnąć nawet rower. Jednak jeśli akurat leje (zwykle leje, co najmniej w nocy), na niektórych fragmentach trasy człowiek zapada się w błocie po kolana (dosłownie). Poza tym jest oczywiście wilgotno i obrzydliwie gorąco. Gdy dojdzie się już do Valle de Los Rios, do największej rzeki tej naprawdę pięknej doliny położonej w środku puszczy, skręca się w lewo i idzie drogą wzdłuż rzeki. To już jest co prawda błotnista, ale jednak droga (a nie ścieżka, jak szlak z Capurgana), którą z Acandi do Valle do Los Rios da się przejechać motorem czy traktorem. Podobno jest całkiem płasko i trudno się zgubić, 3-4 godziny marszu.

Valle de los Rios: za tą rzeką w lewo
Dalej z Acandi istnieje droga (gruntowa, oczywiście), która prowadzi do miejscowości San Pacho (San Francisco). Między San Pacho i Turbo rozpościera się delta rzeki Atrato, mokradła takie że karramba i oczywiście nie ma tam drogi, natomiast podobno istnieje sporo łodzi towarowych, a motorówki są już sporo tańsze niż z Capurgana (nie wiem o ile tańsze). Po drodze mija się miejsce zwane Playon, rozciągającą się na kilkanaście kilometrów piaszczystą plażę, na której gigantyczne żółwie składają swoje jaja. Ale tylko raz w roku.

Nie zrobiłem tej trasy i w zasadzie trochę żałuję, bo mogłoby być ciekawie. Jak wyjeżdżałem z Capurgana lało jednak codziennie, więc stan błota pewnie sięgałby po szyję, poza tym S. nie chciała. No nic, innym razem. Poza tym bez roweru to dużo łatwiejsze do przejścia, i osobiście kilka dni temu spotkałem gościa, który się w ten sposób mniej więcej przeprawiał, i udało mu się bez większych problemów. W miejscu zwanym Playon zaciągną się na jakąś łódź z drewnem i zabrali go do Turbo. Przygoda : ).



Całkowity koszt: 0$+22.5$+46$=68.5$ czyli nieco ponad 200zł

wersja bez roweru:  0$+15$+30$=45$ czyli jakieś 150zł


2. Motorówka+motorówka+motorówka

Dość standardową opcją przedostawania się z Panamy do Kolumbii jest skorzystanie z motorówek wypływających z Carti (do Carti jedzie się Panamericaną na południe od Ciudad de Panama, za Chepo skręcamy w lewo, w skrócie: inaczej niż do Portobelo). Motorówka płynie jakieś 6-8 godzin, nie zatrzymuje się, lub zatrzymuje bardzo krótko na jednej czy dwóch wyspach San Blas, dopływa do Puerto Obaldia i kosztuje 125$.

Istnieje również możliwość popłynięcia motorówką na wyspę Nargana (podobno jakieś 30$) i tam polowanie na darmową podwózkę statkiem towarowym.

Podobno (niepewna wiadomość z trzeciej ręki) pływają również motorówki do Puerto Obaldia z Colon i kosztują tyle samo.

Ile te motorówki biorą za rower? Kto wie... Wszystko zależy od konkretnego kapitana i jego humoru. Słyszałem o przypadku, w którym motorówkarz uparł się na kolejne 125$ za rower i rowerzysta ów zostawił swój sprzęt w Capurgana, teraz jeździ nim Carlos, wesoły człowiek z Medellin, na pewno go poznacie, krąży cały czas po wsi na czarnym bicyklu.

Droga z Puerto Obaldia do Turbo: patrz opcja nr 1.


Całkowity koszt: 125$+15$+30$=170$ czyli jakieś 550zł


3. Samolot+motorówka+motorówka

Raz w tygodniu ze Ciudad de Panama do Puerto Obaldia lata niewielki samolot, kosztuje również 125$. Samolot ten jest niewielki i nie podobno lubi zabierać rowerów.


Całkowity koszt: 125$+15$+30$=170$ czyli jakieś 550zł


4. Jacht

Podróż jachtem to podobno najprzyjemniejsza opcja. Łódź zatrzymuje się na niezamieszkanych wyspach, skakanie do wody, nurkowanie, impreza. Koszt takiej zabawy jest równie smakowity: ceny wahają się od 350$ do 550$. Mówią, że warto, kto wie. Ja tam lubię Mazury. Długość rejsu zależy już od konkretnego jachtu, zwykle jest to koło tygodnia. Jachty można łatwo znaleźć w Portobelo, jest ich aż za dużo. Historia odnotowuje przypadki zabrania się jachtem za darmo w zamian za jakąś formę pomocy, ale szczerze powiedziawszy osobiście nie spotkałem takiej osoby. Nie mówię, że jachtostop nie działa, tylko, że konkretnie do Portobelo pływają jachty i kapitanowie, którzy zarabiają na życie przewożąc ludzi do Kolumbii, stąd trudność.

Szczerze przyznam, że właściwie nie wiem gdzie kończą rejs te jachty. W Capurgana nie widziałem nigdy jachtu, stoi ich kilka w Sapzurro (między Capurgana i Puerto Obaldia, więc może tam). Niektóre jachty na pewno pływają od razu do Cartageny.

Zatoczka Sapzurro

Całkowity koszt: 350-550$ czyli jakieś 1100-1700zł


5. Opcje czysto samolotowe

Można również przeskoczyć przesmyk jednym samolotowym susem. Ze Ciudad de Panama łatwo znajdziemy połączenia samolotowe z Bogotą czy Medellin (drugie największe miasto Kolumbii). Ceny tych lotów rzadko schodzą poniżej 200-300$, chociaż ostatnimi czasy kolega Strzeżysz upolował lot do Medellin za 60$ plus 20$ za rower linią VivaColombia. To podobno oferta zupełnie nowa: w Capurgana i Carti już wszyscy motorówkarze liczą straty jakie im to przyniesie. Nie będą mogli już grabić tak bezczelnie, trza będzie obniżyć złodziejskie ceny, mili państwo. 15$ za 20 minut motorówką, no bez żartów. Chociaż niedługo pewnie panamski rząd coś wymyśli, żeby zamknąć to połaczenie. Oni się panicznie boją, że zaraz w Panamie będzie więcej Kolumbijczyków, niż krajowców.

Całkowity koszty: zależy, zazwyczaj 200-300$, czyli 600-900zł, chociaż ostatnimi czasy nawet za 60$ czyli 200zł


6. Ziemią

Istnieje oczywiście możliwość przebycia Darien ziemią. Jest to ryzykowne, niepewne, wilgotne, gorące i wymaga nieco przygotowania. Jak już wspomniałem, oprócz sławnych podróżników trasę przez Darien pokonują każdego dnia tubylczy indianie Embera, przemytnicy kokainy czy nielegalni emigranci. Jedna z kokainowych ścieżek - opowieść znam od strony Kolumbii w stronę Panamy - prowadzi przez wspomnianą dolinę de Los Rios i dalej przecinając teran gospodarstwa La Paloma (osobiście zdarzyło mi się spotkać takich przemytników) idzie się przez jakieś 5 dni do osady Caña Blanca, gdzie opłaca się jakiegoś motorówkarza by zabrał aż do ujścia rzeki do Pacyfiku i bronił przed dzikim zwierzem. Płacą nieźle, podobno przemytnik za przejście Darien dostaje od swojego mocodawcy jakieś 3-4 tysiące dolarów.

Z tego co wiem, to chociaż przesmyk wyposażony jest w niewysoki łańcuch górski, to największym problemem nie są góry, lecz rzeki. W ich przekraczaniu jesteśmy wiecznie zależni od dobrej woli tubylców w ich motorówkach. A panamscy tubylcy nie należą do najmilszych i podobno zdarza się, że ludzie przekroczą już 2 czy 3 rzeki, i gdy tubylca wie, że samodzielnie nie mają luż drogi powrotu, dyktuje im ceny z kapelusza rzędu 100 czy 200 dolarów za przekroczenie w szerz jednej rzeki. Sposobem na przejście Darien i nie zbankrutowanie byłoby więc znalezienie sobie przyjaciela z plemienia Embera. Albo kupienie/zbudowanie sobie własnej łodzi. I zrobienie wszystkiego, by nie wyglądać na kogoś, kto robi konkurencje przemytnikom: biznes dzielą między sobą zdemoralizowane oddziały FARC i paramilitares ACCU, i pilnują, by nikt więcej nie wchodził do gry.

I słyszałem o przypadku znalezienia sobie emberskiego przyjaciela i przekroczenie z nim puszczy. Kolejną alternatywą jest płynięcie przez morze o własnych siłach, i to też już zrobiło kilku ludzi (link w języku angielskim).



Co wybrać? Na to pytanie niech już sobie odpowie każdy, wg zasobności portfela, możliwości czasowych, stylu podróży, stanu zdrowia itd. Możnaby stwierdzić, że jeśli istnieją loty do Medellin za 60$ nie ma sensu pchania się żadnymi łódkami, tłuc się po tych portach, targować z upartymi motorówkarzami itd. Niby nie, ale przeskakując Darien samolotem nie zobaczymy ani wysp San Blas, ani turkusowych wód na plaży Sapzurro, ani spokoju Capurgana, gdzie czas odliczany jest stukotem kopyt mułów zaprzęgowych. Tak czy tak, do zobaczenia w Kolumbii!

1. Doczytałeś/aś do końca? Mam nadzieję, że było warto! Jeśli chcesz, możesz odwdzięczyć się za przygotowany przeze mnie tekst jednorazową, dobrowolną wpłatą, coś jak postawić mi kawę w zamian za interesującą historię. Takie wsparcie motywuje i pomaga rozwijać dalszą działalność!

2. Jeśli zaciekawił cię ten tekst, prawdopodobnie zainteresują cię również inne treści, które tworzę: książki reporterskie, filmy dokumentalne, podcasty i artykuły prasowe o tematyce społecznej. Znajdziesz je na mojej stronie www.wojciechganczarek.pl. Jeśli chciałbyś regularnie wpierać moją działalność, możesz dołączyć do grona Patronek i Patronów w ramach platformy Patronite. Serdecznie zapraszam!




W drodze statkiem towarowym Rey Emmanuel

Majaczące w oddali góry Darien

Osady ludu Kuna Yala w archipelagu San Blas: czasem duże

czasem zupełnie maleńkie
a czasem ich nie ma.
Jeden z wielu postojów Reya Emmanuela
Plaża w La Miel

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. No jaka cudowna amerykańska historia, szkoda tylko, że nie wspomnieli ile ich skasowano za te motorówki ; )

      Usuń
    2. no i tak na oko patrząc na stan ścieżek to jechali w porze suchej, pff ; )

      Usuń
    3. nie sądzę, żeby ci goście liczyli kase, miało być medialnie i filmowo ;)

      Usuń
  2. Zdarzają się pytania o to jak sytuacja wygląda w drugą stronę, tj. transport z Kolumbii do Panamy.

    Jako, że nie mam tego doświadczenia, nie czuję się kompetentny by odpowiedzieć na to pytanie z pełną odpowiedzialnością. Mogę najwyżej opisać co sądzę i czego się domyślam.

    Jeśli chodzi o drogę lotniczą to sytuacja powinna być najzupełniej symetryczna.
    Jeśli chodzi o drogę pieszą - również.

    Jeśli natomiast chodzi o drogę wodną i kombinowaną... Motorówki z Turbo i Necocli do Capurgana pływają na pewno, i z Capurgana do Puerto Obaldia - również. Będąc w Puerto Obaldia domyślam się, że te motorówki, które przywożą ludzi z Carti czekają tam o jakichś umówionych porach umówionych dni. Bilet na samolot z Puerto Obaldia do Panamy z tego co słyszałem można kupić przez internet: warto to zrobić z wyprzedzeniem, bo są to malutkie jednostki na raptem kilka czy kilkanaście miejsc.

    Jeśli natomiast chodzi o statki towarowe - bo na tę informację pewnie wszyscy czekali - no to nie wiem jak sprawa wygląda. Gdy wysadzono nas w Puerto Obaldia w zatoce stały jeszcze dwie jednostki towarowe na kotwicy. Nie wiem czy płynęli w stronę Kolumbii, czy w stronę Panamy. Nie wiem jak często stamtąd wypływają i czy kapitanowie i załoga w ogóle schodzą na ląd, żeby można było ich spytać o podwózkę (no pewnie schodzą).

    Płynąc przez wyspy San Blas spotykaliśmy kolumbijskie statki, które zbierały po wyspach kokosy i zdaje się, że część z nich pochodziła z Turbo, więc można by tam próbować szczęścia. Port w Turbo to generalnie straszny burdel, stoi tam trochę małych towarowców, sądzę, że coś by można było znaleźć. Ludzie plywają też promami z Cartageny, ale nie wiem ile to kosztuje. To chyba wszystko, co mogę powiedzieć na ten temat: jakby ktoś pokonał trasę z Kolumbii do Panamy to niech się pochwali jak to zrobił!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty