Co robi św. Stanisław Kostka w Kolumbii + rok w podróży

Jest piąty dzień października 2014 roku, co oznacza, że dokładnie rok temu wyjechałem z Polski w podróż. Pojechałem autobusem do Brukseli, ósmego miałem lot do Cancun w Meksyku, potem już rowerem: Gwatemala, Belize i tak dalej. Myślałem ostatnio o tym czasie, o tych 365-ciu dniach. Co się wydarzyło, czego dowiedziałem się o świecie, czego o sobie, co zrobiłem, a czego nie. I chociaż czasem pedałując człowiek myśli sobie, że teraz nic się nie dzieje, to faktycznie dzieje się. Popatrzyłem wstecz i wyszło całkiem sporo rzeczy, że sporo rzeczy stało się moim udziałem. Ludzie, miejsca, doświadczenia, historie... Miałem zrobić o tym wideo: zdjęcia, głos, urywki filmów, muzyka. Nawet zacząłem, ale szybko zdałem sobie sprawę jak strasznie dużo czasu potrzebowałbym, by to wszystko posklejać. I wycofałem się, chociaż było mi trudno. Bo bardzo chciałem ten film zrobić, bardzo chciałem pokazać Wam co się działo, że zapatyści, że powozy Menonitów w Belize, że mgły w Hondurasie, i żołnierze w Salwadorze, o tym jak wciągnąłem się w świat podróżujących żonglerów, muzyków i rękodzielników, o koncertach i jak kostarykańską publiczność uczyłem po białorusku, o tym jak Sandra kąpała się w dzwonnicy kościoła w Chame, a ja nosiłem wodę, o strażakach, o tym jak bardzo lubię teatr, jak gotowałem dla pracowników na farmie w środku puszczy, o kremie z ciecierzycy i podróżowaniu z osłami, wulkanie błota, i jak Sandra sobie pojechała i wiele innych. Dużo rzeczy, drobin, odłamków, pyłu. Taki worek drobiazgów: może zasługuje na ujawnienie dopiero, gdy z tych drobiazgów wyłoni się jakaś całość, o ile kiedykolwiek się wyłania, kiedy wyłoni się w moich oczach, kiedy ją zobaczę i będę już umiał opowiedzieć o tym jako o całości, a nie worku. No, nie zrobię tego filmu. Może na koniec drogi, tzn. tego kawałka drogi, który nazywa się podróż, bo sama droga się nie kończy.

A to, że rok? 365 dni? A jeśli byłoby to dni 476, co za różnica. Istnieją powody, by Stasiuka nie lubić, ale ładnie formułuje zdania: "w końcu czas to tylko dostępna dla zmysłów forma wieczności, z której można wykrawać porcje wedle uznania". Jutro jadę w góry: dla mnie to jak tort jubileuszowy!

Kocham świętego Stanisława
Tam na górze to był taki przed-przed-wstęp, teraz przed-wstęp, bo ja lubię wstępy: W ostatnim czasie odwiedziłem Cartagenę, taki Kraków tutejszy, znaczy się stare budynki, mury miejskie, zamek, miasto okupują turyści, mieszkańcy w odwrocie. W każdym razie: miejsce, które normalnie należałoby opisać, chcąc przedstawić jak piękna Kolumbia jest. Następnie odwiedziłem Mompox, który jest piękny na inny sposób: też kolonialny, ale dużo bardziej kameralny, białe domki, zielone okna, isnieje jeden hostel (a nie 40), a place i parki okupują dzieci grające w piłkę. Ja się zakochałem. Ale też go nie opiszę, przynajmniej nie teraz. Opowiem Wam o małym miasteczku pośrodku pastwisk i rozlewisk, na peryferiach departamentu Bolivar. Zwykła dziura, z taką różnicą, że nie nazywa się jak zwykle San Juan, San Pedro czy San Jose, tylko San Estanislao de Kostka. Od świętego polskiego znaczy, a nie od jednej z gwiazd świętości wczesnochrześcijańskiej. Poza tym ja mam na trzecie Staszek.

A teraz już tekst właściwy, najpierw zaś właściwy wstęp (pogrubiono, żeby się nikt nie pogubił).



W Cartagenie kupiłem ostatnio dobrą mapę. Lubię mapy. Lubię wpatrywać się w nie, śledzić wzrokiem biegi dróg. Wystarczy tak patrzeć, a plany kolejnych tras skapują jedne po drugich, powoli, lecz pewnie. Patrzę i sprawdzam czy się przypadkiem nie da jakoś ściąć, pojechać polnymi drogami i wylądować w porządanym miejscu bez korzystania z ruchliwej krajówki. 

Tak, kupiłem mapę, bardzo dobrą, dokładną, na pachnącym papierze, mogę wreszcie oddać się mojemu ulubinemu zajęciu: jeżdżeniu po zadupiach. Ponadto mam dla siebie dobry pretekst do częstszych przerw: no bo przecież trzeba przystanąć, popatrzyć na mapę...

Jednym z zadupi, które wypatrzyłem, jest San Estanislao de Kostka. Przyjrzałem się drugi raz - no faktycznie, Stanisław, to nasz, co on robi w Kolumbii? Znów mapa, trzeci raz, wyznaczyłem w myślach plan połączenia pielgrzymki z trasą z Cartageny do Mompox i tak 24 września, przejechawszy kawał nieasfaltowanej odnogi od głównej trasy na Sincelejo, zobaczyłem w oddali dwa czuby kościelnych wież wystających sponad drzewostanu.

pani nieasfaltowana
czuby (nad krową skrajnie prawą)
Przypomina to trochę Stary Dzików: miasteczko pośrodku niczego z nieoczekiwanie wielką świątynią.

Na placu przed kościołem czekał już na mnie mój Anioł Stróż. Jak to bywa w tego rodzaju zadupiach, Anioł był nieco napity, ale nie śmierdział mocno i trzymał pion. I mimo, że jego półmamrotane pijaczo słowa nie wieszczyły nadziei na sukces, Anioł spisał się. W 15 minut załatwił mi spanie na policji, otwarcie kościoła i rozmowę  z lokalnym pasjonatem historii. Po czym rozpłynął się we mgle, jak to Anioły Stróże mają w zwyczaju.

Otóż - rzecze historyk - w 1604 roku jezuici przybyli do Cartageny, by głosić wiarę w Pana. Za jakiś czas załatwili sobie pozwolenie na eksploatację terenów w górę Rio Magdalena i prawdopodobnie w 1648 roku trafili na pewną nienazwaną jeszcze osadę. Rozpoczęli nauczać ludność uprawy roli [chociaż ja tam nie wiem czy to prawda, w okolicy żyli Zenu, a oni mieli już nawet własne systemy irygacyjne] i wiary w jedynego Boga. A był to czas, gdy ciągle dość świeżą sprawą była śmierć 17-letniego nowicjusza jezuickiego Stanisława Kostki. Trwał ferwor, że to święty [beatyfikacja już w 1602 roku]. I mimo, że kanonizacja nastąpiła dopiero w XVIII wieku, jezuici zdecydowali się nadać osadzie imię Świętego Stanisława Kostki.

W okolicy jest też San Juan Nepomuceno. Jan Nepomucen, Czech, ale też jezuita.

Historyk wie, że Kostka to nazwisko Stanisława, i wie, że ten pochodzi z Rostkowa. Ksiądz proboszcz natomiast nie ma o tym pojęcia: zresztą już przed rozmową z padre, kościelny opowiadał mi, że kiedyś szukali razem informacji gdzie w Polsce znajduje się miasto Kostka. Bo nazwa miasteczka: San Estanislao de Kostka, poprzez owo de sugeruje, że Kostka było miejscem, miastem. Na wjeździe natomiast do San Juan Nepomuceno widać, że tam również sądzili, że Nepomuceno to miasto. Zdaje się jednak, że odwiedził ich jakiś przekonywujący Czech i de zamazano.


W 1989 do Kolumbii przyjeżdża papież. Miasteczka nie odwiedza, ale poprzez biskupa mianuje świątynię w San Estanislao Narodowym Sanktuarium Młodzieży, jako że Kostka patronem młodzieży jest. I o tym mi opowiadali w miasteczku wszyscy, niektórzy po kilka razy. To ja ich wtedy zawsze pytałem, czy papież do nich przyjechał. A, tak dla zgrywy.

A miasteczko jest dziwne. Ludzie jacyś tacy podejrzliwie na człowieka ślypiący, nie uśmiechają się, głowy odwracają. Ma się mianowicie wrażenie, że w ostatnich dniach popełniono tu w tajemnicy jakiś zbiorowy mord, lincz, samosąd, i teraz każdy przyjezdny, a w szczególności brodaty biały na obładowanym rowerze, wydaje się im kimś, kto z pewnością węszy, wywęszy i doniesie.

Policja ostatecznie jednak mnie nie chciała. Ksiądz powiedział, że ma gości, i nie może. Ale postawił mi nocleg w lokalnym... hotelu?... powiedzmy... w każdym razie wydawało mi się, że ten zbiorowy mord wydarzył się właśnie tam.

Następnego dnia pojechałem dalej licząc, że za 2 czy 3 dni dojadę do Mompox, jeśli tylko nie pochłonie mnie po drodze jakieś pueblo fantasma typu San Estanislao de Kostka.

wizerunek świętego, legendarny, podobno stał on we wcześniejszej świątyni (obecna jest z początków XXw.), zaginął, a potem pewien rolnik odnalazł go gdzieś na strychu. zdaje się, że czyni cuda.w ogóle to we wsi był skandal jak wyciągnięto tę figurę: no bo jak to, święty i taki młody? święty powinien być brodaty, łysy i odpowiednio pomarszczony.
znów Staszek, tym razem pisany z błędem (Kotska), ale w pełnej krasie tytułu Narodowego Sanktuarium Młodzieży. pielgrzymki chodzą, panie, grupa młodzieżowa działa (podobno), nie ma żartów.
kościół jest duży.
znajduje się w gustownym sąsiedztwie.
święta piekarnia.
w okolicy: rozlewiska.
i białe krowy.

A wracając do tego roku w podróży: nie chcę Was tak zostawiać całkiem bez wideo. Hm. Co tu zrobić. W filmie miałem wykorzystać muzykę Malpais z Kostaryki, to wrzucam Wam ich piosenkę:



Komentarze

Popularne posty