Czy warto wracać do Polski?

Zresztą nie chodzi konkretnie o Polskę, tylko ogólnie Europę czy tam szeroko rozumiany "zachód" czy "północ" świata. Miejsca, w których - jak mówi znajomy strażak-Hiszpan, który na stałe przeniósł się za ocean - pracuje się, żeby płacić: kredyt, rachunki, podatki, drugi kredyt, itd. "W Ameryce Południowej pracujesz, żeby żyć" - i to chyba najkrótsze z możliwych podsumowań różnic między dwiema stronami Atlantyku. Dlatego, kiedy koleżanka Kasia (znacie Państwo koleżankę Kasię?) no więc kiedy koleżanka Kasia mówi mi, że ona to by chciała, żebym wrócił do Polski, czasem chciałbym jej odpowiedzieć: "naprawdę mi tego życzysz?".

Puerto Lopez, Manabi, Ekwador

Jacobo (Wenezuelczyk) na przykład twierdzi, że nagonka medialna na Amerykę Południową jest celowa. Wszędzie tylko trąbi się, że niebezpieczeństwo, ubóstwo, kradzieże, morderstwa, narkotyki i tak dalej, i tak dalej. "Jakby Europejczycy wiedzieli jak jest naprawdę w Ameryce, jeszcze w tym tygodniu połowa z nich by tu przyjechała!" - mówi. Najlepsze jest to, że jest dla nich dużo miejsca, gęstość zaludnienia niewielka. I kto by wtedy utrzymał system? Trzeba doprecyzować: mowa o tej połowie Europejczyków, która w życiowej perspektywie ma dwie opcje: (1) wynajmować mieszkania i co roku drżeć o to o ile podniosą koszt wynajmu i czy aby nie trzeba będzie znowu się przeprowadzać, (2) zadłużyć się na 40 lat, żeby pod koniec życia z wątpliwą satysfakcją ukończyć spłacanie ciasnego mieszkania na przedmieściu brudnego miasta.


Bo przecież nie wszyscy dostaną mieszkanie po rodzicach. I nie wszyscy są informatykami albo menadżerami w zagranicznych korporacjach. I nie chodzi nawet o to, że cała reszta to niewykształcony tumult (a nawet jeśli by tak było: czy niewyksztalcony tumult nie ma prawa do godnego życia?). Niektórzy są specjalistami w swoich dziedzinach, pracują z pasją do nocy, tylko że popełnili grzech bycia animatorami kultury, a nie znawcami języków programowania, i tak zamiast 8 tysięcy złotych miesięcznie, dostają niecałe dwa i w wieku trzydziestu paru lat nie stać ich nawet na wynajęcie samodzielnego mieszkania.

Połowa Polaków zarabia mniej niż 2400zł netto miesięcznie (a wielu blisko dwa razy mniej). Niech to będę ja: kawaler, bez dzieci, 28 lat, niech prowadzę względnie skromne życie wydając 900zł miesięcznie na jedzenie, rachunki i tym podobne. Zaoszczędzone 1500zł wydam na spłatę kredytu i w ten sposób już po dwudziestu latach stanę się właścicielem niewielkiego, dwupokojowego mieszkanka na przedmieściu, z którego dojazd do centrum codziennie doprowadza mnie do szału. Będę miał wtedy 48 lat. Oczywiście nie będzie mnie stać na samochód ani zagraniczne wakacje podczas mojego dwutygodniowego urlopu, bo wydaję tylko 900zł miesięcznie. Mógłbym wydawać więcej, ale wtedy okres spłaty kredytu wydłużyłby się do jakichś 30 czy więcej lat. Po dwudziestu czy trzydziestu latach nieustającej pracy (nie mogę się zwolnić, mam kredyt do spłacenia) i życia we względnej niewygodzie będę zmęczonym życiem dziadem. Wlaśnie tak. Może się jeszcze stać, że mnie wyrzucą z pracy, a bank zabierze mi mieszkanie. Ale nawet jak się nie wydarzy to ostatnie, to ta propozycja życia na wiecznej pentelce na szyi zwanej kredytem przez 20 lat mojego życia, przez dokładnie te 20 lat, kiedy mam najwięcej chęci działania, sił i zdrowia, nie za bardzo mnie pociąga.

A teraz weźmy taki kraj, jak Ekwador. Płaca minimalna to 366$, a licząc z obowiązkową dla wszystkich trzynastką i czternastką, wyjdzie jakieś 427$ miesięcznie. Aha, i to jest już netto, bo kwota wolna od podatku w Ekwadorze to 10.000 dolarów rocznie. Tak więc w tytm zabiedzonym trzecim świecie, gdzie głód i trwoga, pracownik dostaje na rękę co najmniej 1650zł na miesiąc (w Polsce, dla porównania, 1355zł). A jak przypadkowo jesteś wykształcony, to w ogóle możesz zarabiać całkiem nieźle. Na przykład młody nauczyciel - 800$ miesięcznie, czyli ponad 3000zł.

Zawsze jest ciepło. Gdzie rzucisz pestkę, tam wyrosnie owoc. Gdzie rzucisz banana, tam wyrośnie bananowiec. Nie ma głodu. Za trzy tysiące dolarów możesz sobie kupić mały domek z bambusa na palach. Z tarasem. Zarobisz na ten dom w rok. Potem go sobie możesz powiększyć, poszerzyć, dobudować piętro. Możesz się realizować modyfikując czy budując twój własny dom tak jak lubisz. U nas się nie da, bo trzeba utrzymywać kastę architektów prawem budowlanym, więc ludziom zatrudnionym w fabrykach i wykonującym tę samą czynność przez tysiące godzin pozostaje tuning samochodowy jako jedyna ścieżka samorealizacji.

Ten dom, jak wspomniałem, jest z bambusa. Ale przecież i tak zawsze jest ciepło. A jak nie lubisz ciepla, to możesz pojechać w góry i będziesz miał zimno. Możesz w jeden dzień przejechać z żarzącej się plaży Manabi w ośnieżone góry w okolicach Riobamby. W zimie nie musisz czekać na lato. W lecie nie musisz czekać na zimę. Masz oba na raz, rzut beretem jedno od drugiego.

Ktoś może zauważyć, że dom z bambusa to nie ten sam standard, co dom ceglany. Owszem, nie ten sam standard. Ale, z jednej strony, możesz jakiś czas w tym domu żyć i potem, jak zarobisz więcej, zbudować sobie ceglany, jak koniecznie musisz. A druga kwestia: w porządku, to nie ten sam standard. Ale czy my naprawdę potrzebujemy tego standardu? Przypomina mi się problem komunikacji miejskiej: a, że trzeba kupić nowe autobusy. Współcześnie mamy we wszystkich dużych polskich miastach najnowsze autobusy na świecie (prawie wszystkie zagraniczne, tak jakbyśmy nie mieli fabryki autobusów w Polsce, ale jako że w Polsce banki nie są polskie, tylko zagraniczne, to kredyty są na autobusy zagraniczne, a nie na polskie. A że wolny rynek i lepiej kupować zza granicy? No jasne, wolny rynek, wszyscy chcą kupować tanio zza granicy, no przynajmniej ci, którzy nie myślą poważnie o rozwoju własnego kraju i śmieją się z Anglików że im funto potaniał. A co takiego się stało Anglikom z tanim funtem? Wzrost eksportu się im stał, i turystyki. Wolny rynek... Jeśli wolny rynek jest taki wspaniały, to dlaczego dwóch największych piewcow tego rynku - Stany i UE - nie mają traktatu o wolnym handlu między sobą? Że sie o tym traktacie mówi? Mówić się mówi, ale chyba tylko Polacy chcą go podpisać, tak jak chcą czym prędzej stracić własną monetę i tym samym całkowicie zaprzepaścić wszelką możliwość wpływu na gospodarkę włąsnego kraju. No bo kto rządzi gospodarką? Ten kto ma pieniądze i środki produkcji, a w Polsce tych rzeczy bynajmniej Polacy nie mają i jedyne co im zostaje to NBP i korygowanie kursu złotego, nic więcej, dlatego tak bardzo wszyscy na zachodzie pilnują, żeby NBP było niezależne od rządu, bo wtedy rząd nie może zrobić już po prostu nic, o. Że rząd nie powinien mieć wpływu na gospodarkę? A który kraj rozwinął się bez wpływu rządu na gospodarkę, który kraj zbudował silną ekonomię produktywną na podstawie otwarcie własnych granic? Ja bardzo, bardzo proszę podać choć jeden przykład. Stany Zjednoczone i Anglia? Wzrosły przede wszystkim na ostrym protekcjonizmie. Niemcy, Japonia, Korea? Na narodowych planach rozwoju. Wolny rynek... Wolny rynek to narzędzie narzucane niedorozwiniętym krajom po to, żeby na zawsze pozostały niedorozwinięte, żeby zawsze kupowały - uwaga, tanio! - zza granicy i nigdy nie rozwinęły własnej produkcji przemysłowej. Te kraje nie popadną w biedę, na pewno nie, bo to nie jest na rękę tym, którzy sprzedają im towary przetworzone. Ale te kraje nie będą też nigdy bogate, nigdy nie dorównają poziomowi życia "pierwszego świata", to się nie mieści w niczyich kalkulacjach. Jedyne co może wzrosnąć, to przepaść między biednymi i bogatymi wewnątrz takiego kraju. Jak sie chce dorównać poziomowi życia w Niemczech to trzeba robić coś więcej niż skręcać mercedesy z komponentów i wysyłać je - bez cła, na tym polega Unia Europejska - na zachód, gdzie będą szły jak świeże bułeczki głównie dlatego, że skręcała je tania siła robocza i można było obniżyć cenę. Filia w Polsce nie zapłaci podatku, bo formalnie wykaże stratę, pracownicy dostaną swoją minimalną krajową, żeby spłacać swoje trzydziestoletnie kredyty we francuskich i niemieckich bankach i tu się kończy nasz udział w rynku światowym.)

Aha, ale miało być o domku z bambusa i o autobusach miejskich. No więc kupują te nowe autobusy Volvo i Mercedes. Są piękne, lśniące, mają klimatyzacje i automatycznie otwierane wszystko, tyle że w imię ich kupna bilet wzrósł do przeszło czterech złotych. Tym samym komunikacja miejska przestała mieć jakikolwiek sens. Jest dwa razy taniej jeździć samochodem, a pracownik, ktory jeździ komunikacją traci jedną godzinę na dojazd, a drugą godzinę (już pracy) żeby opłacić bilety. I ja naprawdę nie wiem, czy tak strasznie go rajcuje klimatyzacja i telewizor w tym autobusie. Może lepiej byłoby naprawdę jeździć autosanem i nie cierpieć za każdym razem, kiedy trzeba wyskoczyć z kasy na bilet.

Tak samo może nie warto tracić trzydziestu lat życia na kredytowym sznurze szubienicznym tylko po to, żeby mieć "porządny dom". To znaczy nie wiem, może warto: masz mieszkanie z solidnej cegły, ciepłą wodę, piękne szyby i włoską armaturę łazienkową. Na ulicach jest spokój i porządek. Słyszysz delikatny szum? To jedzie śmieciarka marki mercedes benz żeby zabrać twoje worki na śmieci: jeden z plastikami, drugi ze szkłem, trzeci z odpadkami organicznymi. Wszystko jest gotowe i doskonałe, ty musisz tylko płacić, nic więcej. Może tak jest dobrze, nie wiem. Ja się po prostu zastanawiam czy warto wracać do Polski. Bo może bardziej warto kupić chatkę z bambusa, położyć się w hamaku, uprawiać banany, żyć w ciepełku niedaleko ekwadorskiej plaży, z której w lipcu i sierpniu widać, jak humbaki wyskakują swoimi wielotonowymi cielskami z turkusowej wody.

Komentarze

  1. Warto czy nie warto, po Twoim wpisie widać, że raczej nie masz na to na razie ochoty ;) szkoda, że już po lipcu i sierpniu, dałbyś jakieś zdjęcia humbaków dla Polaków z kredytami, mieszkających w brzydkich miastach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mgd dobrze prawi! Dawaj te humbaki! Dawaj humbaki we wrześniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym była tak ze 30 lat młodsza, ryzyknęłabym sobie ten bambusowy domek w ciepełku i nad pływalną wodą ;)
    Galia Anonimia

    OdpowiedzUsuń
  4. Do cytowanej tu Kasi: może spróbujmy przekonać Wojtka, że jednak warto! Kto przedstawi pierwszy argument ZA?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwolnić i żyć bez kredytu to można i w PL, kwestia wyboru. Niestety nic za darmo, tanie nieruchomości są daleko od placu zbawiciela więc na kawusię się spacerkiem nie skoczy, z pracą też trzeba trochę kreatywności bo hamerykańskiego korpo na wsi pod czeską granica nie uświadczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Prosz, do anonimowego: w Polsce , w Europie, nie ma tylu robali. Moze smieszny,ale dla mnie powazny argument.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa. Zwłaszcza pajęczaki jak spore talerze. Ja tylko dlatego nigdy nie rozważałem przeprowadzki do ciepłych krajów.

      Usuń
  7. No z tymi autobusami to Autor pojechał - a Solaris (który jeździ chyba w każdym większym polskim mieście, w wielu dominuje)? Ogólnie producenci pojazdów dla komunikacji drogowej i szynowej mocno odbijają się po zapaści lat 90. kiedy w Polsce zajeżdżało się przestarzałe Jelcze, Ikarusy i inny coraz bardziej zdezelowany tabor. Organizacja komunikacji też się powoli poprawia. Co do kosztów - niektóre samorządy kalkulują, że opłaca im się utrzymywać BEZPŁATNĄ komunikację, inne się nad tym zastanawiają, ceny biletów są w wielu miastach są jednym z ważnych elementów polityki lokalnej (w moim rodzinnym mieście był to nawet powód do akcji protestacyjnych w duchu obywatelskiego nieposłuszeństwa). Cała branża komunikacyjna - in plus.

    A przewagę "żyć" nad "mieć" warto zawsze w sobie budować. Bo można tak żyć i na zboczach Andów, i na równinach Polski. Owszem, u nas trochę trudniej, bo klimat nie rozpieszcza: a to przymrozki, a to susze, czasem śnieżna zima. Trzeba trochę bardziej planować. No i humbaki w Wiśle nie pływają. Ale klimat się ociepla, więc kto wie ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tylko wiem, że Karaiby mają otwarty rynek pracy dla Polaków, a ja znam francuski...

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę że kwestia Solarisów została już poruszona, i bardzo dobrze, bo aż mi lekko podniosło ciśnienie ;) nie wiem kiedy widziałam ostatnio autobus Mercedes, czy jakikolwiek inny zagraniczny, we wszystkich miastach, w których bywam dominują Solaris y (swoją drogą nagradzane na świecie, Merc to nie to). Bilet za 4 złote to nie nowe autobusy, ale kopanie metra, a było by 8,gdyby nie dofinansowanie z budżetu miasta (nie wiem, gdzie poza Warszawą są bilety powyżej 4 złotych, ale chętnie się dowiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Np Łódź godzinny bilet 4,40 PLN - a to jedno z najbiedniejszych metropolii w PL i chyba jedyne gdzie ceny nieruchomości spadają powodując straty przy kupnie tego kąta za kredyt. Może dlatego od 5 lat juz tam nie mieszkam ;)

      Usuń
  10. Dzięki za świetny wpis.

    Ja się ciągle zastanawiam nad swoim życiem. Z jednej strony kończę powoli studia i mam całkiem spore osiągnięcia w nauce dzięki czemu mogę swobodnie startować na doktoraty za granicą, nie wspominając o polskich uczelniach/instytutach. Z drugiej strony często nurtuje mnie pytanie - po co? Uwielbiam góry, uwielbiam ludzi, których tam poznaję. W mieście ludzie zamykają się w swoich czterech ścianach albo między swoimi słuchawkami. Z resztą, ja też tak robię. Potem przychodzą wakacje, a ja ożywam rozkoszując się herbatą na ławeczce na Głuchaczkach. Ludzie przychodzą i odchodzą, zostawią uśmiech, swoje niesamowite historie, dzielą się doświadczeniami.

    W mieście, gdzie wszyscy zamknięci między słuchawkami, szansa na takie doświadczenia jest znikoma. Więc po cholerę żyć w mieście?

    OdpowiedzUsuń
  11. Drogi Panie Wojtku,
    Postawił Pan bardzo trudne pytanie i jak na pewno Pan sobie zdaje sprawę, nie ma na nie jednej odpowiedzi, a tym bardziej odpowiedzi precyzyjnej; tak bo... czy nie bo... Przede wszystkim, wg. mojego skromnego osądu, to zależy od indywidualnych preferencji, poglądów na własne życie, wyznawanej ideologii (odwieczne pytanie: mieć czy być?), a przede wszystkim na możliwościach wyboru jakie posiada się w danym momencie. Z Pana wpisu w tej jakże ważnej kwestii, można zauważyć pewną niechęć do tej cywilizacji z której wywodzi się Pana rodowód. Co jest jasne w świetle Pana aktualnych doświadczeń. Rzeczywiście życie w krajach ameryki południowej jest zupełnie inne niż na starym kontynencie, byłem tam osobiście (bardzo krótko, ale na tyle długo, żeby to zobaczyć) i ujęła mnie ta swoboda z jaką podchodzą do życia, ich niewymuszona postawa i naturalność. To bardzo pociągające. Rozumiem przez to Pana rozterki ( a przynajmniej tak mi się wydaje). Może będzie dla Pana inspiracją zanany Panu Andrzej Bobkowski (zwolennik wlnego rynku btw.). Co do organizacji życia na stary kontynencie, a zwłaszcza w Polsce.

    cd. w następnym wpisie

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba nie jest tak źle jak Pan to przedstawia, wybory czy wynajmować czy kupić na kredyt podejmują ludzie na całym świecie, a relacja ich dochodów do cen mieszkań jest podobna do tych w Polsce, więc nie ma tu większej różnicy czy to Polska, Niemcy, Francja czy Anglia. Oczywiście inaczej sprawa się ma Ameryce Południowej. Ale gdyby chciał się Pan osiedlić w jakimś naprawdę niezaludnionym zakątku Polski, a przecież są jeszcze takie ceny zakupu gruntu i wybudowania domu (może nie z bambusa, ale z drewna) nie były by aż tak wysoki jak się Panu wydaje. Z przemysłem autobusowym i tramwajowym w Polsce jest bardzo dobrze, większość autobusów i tramwajów kupowanych przez miasta są wyprodukowane w Polsce, z bankami oczywiście gorzej, bo większość kapitału jest zagraniczna, ale jest przecież PKO BP, BGK, SKOKi, nikt pod przymusem nie każe brać kredytów w bankach zagraniczych, ba nikt nie każe na siłę brać kredytów w ogóle. A to że polskie banki zostały sprzedane bankom zagranicznym, to efekt głupoty polaków (tak tak, niestety tak to trzeba nazwać) To głupota rządów po 1989r, długo tu można by pisać i sam nie wiem od czego zacząć, więc nie pociągnę tematu dalej. Poprostu głupota, ciemnota, brak wiedzy gospodarczej, korupcja itp. Niestety przez 27 lat nie wiele się zmienia w tej kwestii. Daje krajem rządzi dyktatura ciemniaków. Co do Pana poglądów nt. wolnego rynku. Jestem jego gorącym zwolennikiem, jednak trzeba na początku jasno powiedzieć, że wolnego rynku (takiego modelowego, z książek o historii ekonomii) właściwie nigdy i nigdzie nie było, ba! pewnie nigdy go nie będzie, ale to nie znaczy że nie należy do niego dążyć, bo rząd i państwo nigdy nie zrobi nic dobrego dla obywateli. (to już w histori dziejów ludzkości było wielokrotnie przerabiane). Wolny rynek, czy wolny handel stał u podstaw rozwoju gospodarczego Stanów zjednoczonych, anglii, kanady, portugalii, hiszpanii, Holanii i jeszczce paru innych krajów. Wszystko zależy od okresy historycznego na jaki patrzymy, Protekcjonizm to wymysł XX wieku i w tym wieku najcześciej stosowany, ale patrząc na rozwój krajów od czasów wielkich odkryć, późniejszej kolonizacji przez europejczyków nowych landów jak USA czy kanada to właśnie wolny rynek stoi u podstaw rozowoju. Co do krajów jak Pan to nazwał niedorozwiniętych (fuj bardzo brzydkie słowo, lepiej mówić rozwiających się i jest t o bliższe prawdy), to właśnie tam panuje wolny rynek, który ta często pan opisuje (i chyba się to panu podoba), bo idąc na targ po banany czy marakuję sprzedawca nie musi dzwigać ze sobą kasy fiskalnej, a przede wszystkim występować do różnych urzędów o zgodę czy on w ogle może się rozstawić ze swoim straganem. Wolny rynek jest najbliższy naturze człowiekam, to oczym pan pisze to polityka (narzucanie zasad gry rynkowej z punktu widzenia interesów konkretnych firm globalnych) to wyłączenie polityka rządzących krajem, (trzeba tu zanaczyć - tych idiotów rządzących krajem) i nie ma tu znaczenia czy to Ekwador, Brazylia, Argentyna, Boliwia czy Polska. Sam wolny handel, czy wolny rynek nie ma w sobie nic złego, ważne jest to w jaki sposób się go wprowadza i korzysta z jego możliwości.
    cd. w następny wpisie

    OdpowiedzUsuń
  13. I jeszcze w sprawie wyboru posiadać, czy wynajmować. Otóż coś zmąciło Panu spojrzenie i ocenę tej sytuacji. Owszem można całe życie płacić komuś czynsz, owszem można się zadłużyć na 30 lat, ale: 1. raczej nie będzie Pan zarabiał tej samej kwoty przez 30 lat, człowiek się uczy nowych rzeczy, zdobywa nowe umiejętności i tym samym zarabia więcej, więc relacja zarobków do kredytu jest korzystniejsza. 2. przeważnie mało kto bierze kredy solo, dobrze mieć współnika do tego interesu np żonę czy kogo tam się preferuje. 3. A przede wszystkim trzeba mieć szerszą i bardziej optymistyczną perspektywę, kredyt na mieszkanie to rozwiązanie typu instant. jak zupka chińska można szybko zaspokoić głód, niż długotrwałym przygotowaniem pełnowartościowego posiłku, podobnie jest z kredytem na mieszkanie to rozwiązanie instatn, natychmiast zaspokaja potrzebę "posiadania" mieszkania, piszę w cudzysłowie bo przez okres trwania kredytu to bank jest jego włascicelem a posadacz kredytu spłaca swojego rodzaju czynsz, czyli podobnie jak przy wynajmie (oczywiście w przypadku kredytu jest promesa banku że prawa własności przejdą kiedyś na kredytobiorcę). Można też zaspokoić swoje potrzeby mieszkaniowe tak jak robili to ludzie od tysięcy lat i tu się nic nie zmieniło. Oszczędzali pieniądze i budowali własne domostwa, teraz też tak się da zrobić, ale jest to dużo trudniejsze i bardziej czasochłonne niż wzięcie kredytu. Na początek kupuje się grunt, potem robi projekt, potem stawia fundamenty, później konstrukcje, kolejny dach, na koniec wykończenie wnętrza. Trwa to długo, ale jak w przypadku wyboru zupka chińska vs. samodzielnie przygotowane danie, przynosi lepsze efekty. No oczywiście trzeba gdzieś do czasu wybudowania gdzieś mieszkać, ale to oczywiste i nie różni się za bardzo od opisywanej przez Pana sytuacji z domem z bambusa.

    W Polsce też da się niedrogo kupić chatkę (może nie z bambusa, ale drewna) leżeć na hamaku i coś uprawiać, może nie banany, ale jabłka czy morele, lub inny dowolny produkt rolny. Ciekawi mnie ile pieniędzy potrzeba na założenie plantacji bananów (zakup gruntu, zasadzenie roślin itp), jej utrzymanie, zapłatę dla pracowników, no i wreszcie komu, za ile i na jakich warunkach to sprzedać i czy wystarczy na pokrycie kosztów utrzymania plantacji, siebie i wyjazdów nad ocean. Coś mi się wdaje, że tak w gruncie rzeczy wybór sprowadza się do warunków przyrodniczych w których się żyje, dla nie których przyroda w ameryce południowej rzeczywiście jest bardziej atrakcyjna. Trzeba mieć tylko na uwadze, że konieczne będzie odpiłowanie własnych korzeni, bo na to że wszyscy ci którzy zostali w kraju pochodzenia, ci na których najbardziej zależy nie będą podzielać takiego poglądu na życie.

    Pozdrawiam w oczekiwaniu na kolejne wpisy z podróży.
    Lolo

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeżdżą i scanie, volvo, mercedesy.
    Naszej cywilizacji bym nie utożsamiał z życiem na kredyt. Taki amerykański sposób życia dla polskiej mentalności jest raczej obcy.
    A odnośnie Solarisa, to stary Autosan różni się od niego tym, że w Autosanie wszystkie części i podzespoły są polskiej produkcji. W Solarisie silniki, skrzynie, mosty i wiele innych nie są.
    To samo z Ursusem. W starym wszystkie części polskie, w nowym nawet opony nie są.
    W Polsce patologią jest model rozwoju promujący tylko duże miasta.

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że warto zastanowić się nad jednym: po jakim czasie życia w Ekwadorze zacznie nas trafiać szlag na miejscowe "smaczki" i zatęsknimy za innym życiem, gdzie indziej ? A tam znowu to samo i taki sam wybór po raz kolejny...tak to czasami bywa.
    W artykule jest parę - moim zdaniem - przeinaczeń i "nieprawd", z którymi już sprawnie rozprawił się komentujący o nicku "Lolo"

    OdpowiedzUsuń
  16. A Bieszczady, Baskidy, Tatry, Mazury, Karkonosze, Kaszuby? Jesienie i wiosny nasze? A pierogi i bigosy w Święta? Stół w rodzinnym domu? Brzozy, dęby, stokrotki, podgrzybki i kurki? Tęskniłabym.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedys,bardzo dawno temu pewien rosyjski car,Piotr I bodajze wyplacal swoim poddanym "stypendia"na podrozowanie po swiecie i pozniej dzielenie sie swoimi doswiadczeniami.Moze ten model sprawdzilby sie w Polsce?Moze gdyby Polacy uswiadomili sobie ze Polska jest number one po jakims czasie byloby lepiej?Czy Polakow stac na to aby pokazac palcem tych ktorzy tak naprawde reprezentuja interesy obcych?A moze wprowadzic bardzo suroqe kary za korupcje wlacznie z odebraniem obywatelstwa?Rzad robi co moze pomimo ciaglego podkladania "swinek"przez watpliwej wartosci dzialaczy opozycji.Otworzcie oczy,Polacy i do dziela aby waszym dzieciom zylo sie bezpiecznie i wygodnie.Ukraina dla Ukraincow,Syria dla Syryjczykow a Polska dla Polakow.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie bede sie rozpisywal bo wodolejstwo i brak konkretow mozna juz zauwazyc w tym poscie, wiec po co to powielac.

    Sprawa jest prosta - leniwe zycie spodobalo Ci sie tak bardzo do tego stopnia, ze stereotypowo oceniasz jakas polowe polakow zamieniajac ich w nieudolnych ludzi ktorzy przez 30 lat niczego nie osiagna co nie dosc, ze nie jest patriotyczne - jest po prostu slabe.

    Nie zaslepiaj ludzi, ze w Polsce nie da sie nic osiagnac, bo lenistwem ktore prezentujesz - bambusowy domek w Ekwadorze jako szczyt marzen - tworzysz mydlana banke, ktora peka w dzisiejszej rzeczywistosci. Znam masy mlodych ludzi, ktorzy przed 40stka wioda dostatnie, szczesliwe zycie, maja dzieci, dobra prace i - uwazaj - nie zyja na kredyt.

    Obijac mozesz sie cale zycie, ale pol roku temu zamydlilem sobie oczy takimi opowiesciami, podrozowalem pare miesiecy i wiem, ze lenistwo prowadzi do nikad a te kraje sa w tyle - bo wierza w takie bzdury i wygrzewaja dupe pol dnia na hamaku, dlatego morderstw czy chorob w Ameryce Poludniowej jest wiecej, bo zamiast tworzyc perspektywy tworza "sielanke" ktora ma swoja cene.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońce jako przyczyna morderstw, bardzo ciekawe, na pewno wezmę to pod uwagę.

      Usuń
    2. Nie znam Wojtka osobiscie wydaje mi sie ze trudno nazwac go leniem. Niedawno wydal ksiazke, regularnie prowadzi bloga, nagrywa filmiki do tego pedaluje setki kilometrow miesiecznie po gorach, grywa koncerty, aranzuje i komponuje. Chyba ze dla komentujacego jakakolwiek wartosc ma tylko to co mozna przeliczyc na dobra materialne. I tak najwidoczniej jest, zwazywszy na tresc komentarza.

      Tez nie zgadzam sie z Wojtkiem w 100% i uwazam ze lekko przesadza, ale naprawde sa inne punkty widzenia niz nabywanie dobr, praca i obrastanie w bogactwo, sa wazniejsze rzeczy niz sukces i wlasnie moze to lezenie w sloncu na hamaku tym czyms jest, jesli potrafi uczynic cie lepszym i szczesliwszym czlowiekiem.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty