Obrazki z Białorusi (1)

Pociągowi handlarze

Semeczki, woda mineralna, chałwa w szokoladzie... Dwóch mężczyzn gra w karty. Ten twarzą do mnie zębów ma niewiele.

Pani konduktor na razie biletów nie sprawdza. Na większych stacjach przechodzi po wagonach pytając, czy wszyscy kupili bilety. Czasem ktoś zgłosi, że nie. I kupuje.

W międzyczasie, stosując formułki raźnie wypowiadane, choć ze smutkiem i przegraną na twarzy, kilku kolejnych handlarzy usiłuje sprzedać nożyczki, plastry, klej do wszystkiego i łyżkę cztery w jednym. Można zobaczyć? Proszę! To bardzo proste, do Baranowicz jak raz nabierze pani wprawy. Tylko 10 tysięcy!

Niedaleko stacji końcowej ktoś wreszcie sprawdza bilety. Bilety mają postać paragonu.


Bar w Baranowiczach

Picca - tanio - smacznie. Picca trochę mną wstrząsnęła, ale wchodzę. Dania dnia: rosół ze śmietaną (I danie), ziemniaki i biała kiełbasa (II danie), surówka (wymieniona w menu jako zimna przystawka) i herbata z cytryną i cukrem (III danie (!) ).

Wszystkiego tego tyle, co nic: zupy z pół talerza (250g), ziemniaczana pulpa z wodą pokrywa mały deserowy talerzyk, a na niej sadowi się kawałeczek kiełbasy i może z łyżka rzeczonej zimnej przystawki. Ale cena atrakcyjna: 15 270 BYR (jakieś 6zł). Za trzydaniowy obiad Proszę Państwa, za trzydaniowy z przystawką! O dziwo, nie jestem póki co głodny (pisane 2 godziny po). 

Jestem jedyną osobą, która nie pije tu wódki. Wódka idzie na początku zamówienia: krągła ekspedientka odmierza plastikową menzurką odpowiednią ilość i przelewa do szklanej, kulistej karafki. Krągła ekspedientka do kulistej karafki. Albo wydaje całą butelkę. Potem idzie danie dnia, panowie obok mnie wzięli również soki pomidorowe (z karafki przy barze) i talerzyk z kilkoma plastrami szynki i pomidora. Smacznego.


Pociąg do Mińska

Na stacji w Baranowiczach czterech młodych żołnierzy. Kurtki lekko przyduże. Jaskrawe spodnie moro odstają od ciemnej przybrudzonej kurtki. Młodzi kagiebiści najpierw naradzają się przed operacją z przełożonym, potem przystępują do akcji. Dowódca podchodzi pierwszy. Kupują czipsy, kokakolę i małe batoniki - serki w czekoladzie. (Do dziś nie wiem czemu u nas ich nie ma, są takie dobre.) Im bliżej do wspólnej godziny odjazdu pociągów do Lidy i Mińska - kolejka do bufetu pęcznieje.

Żołnierzy spotykam w pociągu do Mińska. Mają może po 19 lat. Białoruska militarna gówniarzeria przypomina do złudzenia chińskich chłopców na granicy z Kazachstanem, którzy nie chcieli mnie wpuścić na teren przejścia w przerwie między 14 a 16 tylko dlatego, że byłem pieszo, za co ja odwdzięczyłem im się obgryzaniem przed szlabanem pieczonego kurczaka, którego dostałem od ostatniego chińskiego kierowcy. Ich wiedza - żadna, a, kontrastowo, ich pewność siebie, duma i pewien rodzaj pogardy dla tych bez mundura - przemożne. Powaga na twarzy, ostre gesty, nieznoszący sprzeciwu ton i spojrzenie. I rzucający się w oczy szacunek dla tego z nich, który ma broń. Broń, władza, kontrola. My, ludzie, jesteśmy czasem tacy prymitywni.

Rozsiedli się na początku wagonu na trzech różnych kanapach. Dowódca prowadził grzecznościową rozmowę ze starszą panią z psem. Był tak samo pewny, niewzruszony i poważny jak zapewne zawsze jest, a staruszka usiłowała bez sukcesu rozbić tę marsową markotność babciowymi historyjkami.

Po odsiedzeniu odpowiedniego czasu w naszym wagonie, odeszli do następnego. Jeden z żołnierzy zostawił na kanapie serek w czekoladzie, na szczęście czujny dowódca upomniał swego podkomendnego i ten zabrał zgubę. A obywatel-pasażer zapamiętał, że państwo czuwa.

***

Do staruszki przysiadła się młoda dziewczyna.
-O, jaka piękna dziewczyna usiadła! ... Nie boisz się psów?
-Nie, miałam takiego samego, ale zdechł.
-O, a ile miał lat?
-Siedem.
-To czemu tak wcześnie...


Komentarze

Popularne posty