Odcinek IV: Stalin Avenue. Z cyklu Gruzja, Armenia i Iran autostopem.

(celem wprowadzenia zajrzyj tu lub tu

Z Adżarii udaliśmy się do Kutaisi. Jest to jedno z większych miast w Gruzji. Nie ma tam może nic nadzwyczajnego ponad to, że mieliśmy tam nagrany nocleg z Hospitality Club. U Mirzy. Mirza był oczywiście bardzo miłym gruzińskim młodzieńcem. Mieszkał w niewielkim domku na ulicy Kostawy (postać z bardzo niedawnej historii Gruzji z tego co pamiętam), przed domkiem ogródek solidnie ocieniony gęstymi sieciami winogron. Matka Mirzy uraczyła nas kolacją i ogólnie było bardzo miło. Zdziwił nas natomiast fakt, że Mirza z matką rozmawiał czasem po gruzińsku a czasem po rosyjsku. Nieopodal Kutaisi jest piękny monastyr Gelati  - wspaniałe, klimatyczne, ciche miejsce (akurat nie mam stamtąd zdjęć, ale umieszczę zdjęcia kolejnych monasterów i zobaczycie sami, że wszystkie są bardzo podobne - to jest niesamowite, że czy to monastyr z VIII wieku czy kościół w centrum Tbilisi sprzed kilku lat to styl jest mniej więcej zachowany) oraz katedrę Bagrati (była w remoncie dość intensywnym, więc może w przyszłym roku będzie gotowa?). Poza tym w Kutaisi jest górka, na której to górce jest wesołe miasteczko. Prowadzi na nią kolejka gondolowa. Jak zobaczyliśmy ją domyślaliśmy się, że będzie kosztować - jak to kolejki gondolowe w Polsce - horrendalnie drogo. Ale że kosztowała równowartość jakichś 80 groszy to wybraliśmy się na wesołe miasteczko, gdzie konie zdobny były w szczotki do kurzu.



Korzystając z dobroci naszych gospodarzy wybraliśmy się na wycieczkę do innego miasta, aby wieczorem wrócić z powrotem na miły nocleg w Kutaisi. Pojechaliśmy do Gori - tak, to stamtąd pochodził Soso Dżugaszwili aka Stalin. Jest to droga długości około 200km z tego co pamiętam, ale jako wprawni autostopowicze poradziliśmy sobie z tym dystansem wyjątkowo sprawnie ; ). Co tam jest ciekawego? Ciekawe jest to, że to spore miasto w centralnej części Gruzji było bombardowane podczas wojny pięciodniowej. Ładna jest twierdza z której rozciąga się widok na pustynne okolice.


Kawałek twierdzy
I kto tu ma trudniej?

Nie jest na pewno fajne muzeum Stalina. Ani nawet to, że mają tam Stali Avenue (jako że Gruzja obecnie polega raczej na USA i generalnie Zachodzie, to po pierwsze drogowskazy są pisane alfabetem gruzińskim i łacińskim - a nie cyrilicą - a ulica Stalina tłumaczona jest na Stalin Avenue).


Z tym muzeum Stalina to raczej domyślaliśmy się, że szału nie będzie. Do tego było drogie (10 lari - koszmar!). Do tego oglądać wystawę o zbrodniarzu - to nawet moralnie wątpliwe. No ale być w Gori a nie być w muzeum Stalina... Usiedliśmy przed muzeum i stwierdziliśmy, że na pewno zaraz wyjdzie jakiś Polak i nam opowie czy warto. A więc za chwilę wyszedł jakiś Polak (w całym mieście żywej duszy nie było, w muzeum też, no ale oczywiście kto jak kto, ale jakiś Polak się znalazł) i był okropnie zachwycony tym co zobaczył. No dobrze, stwierdziliśmy, że skoro tak to pójdziemy. I to był błąd. Mogliśmy za te pieniądze zjeść tyle lawaszy... No beznadzieja: kupa zdjęć, tuzin podarków od ludu dla wodza (w tym coś tam z Polski, jakiś talerz chyba czy co) i sala pamięcia. Sala pamięci, czyli marmurowa (chyba) głowa Stalina otoczona kolumnadą, czarne barwy i te sprawy. Jak weszliśmy tam to ryknęliśmy śmiechem - a zdaje się trzeba było się zadumać. No nie warto, nie idźcie tam. Gruzini ogólnie, szczególnie ci z Gori, są mimo wszystko bardzo dumni ze swojego rodaka, a muzeum jest delikatnie mówiąc nieobiektywne. A, byłbym zapomniał: przed głównym (ogromnym zresztą) budynkiem muzeum stoi rekonstrukcja domku biednego szewca, ojca Stalina (zadaszona i z jakąś taką kolumnadą - patrz drugie zdjęcie). Obok muzeum zaś stoi jeszcze specjalny jego wagon - można zobaczyć. A na ławeczkach siedzą policjanci. Jeden bawi się piłeczką a drugi rozwiązuje krzyżówki. Pocieszne chłopaki.




W Gori spotkaliśmy też kobietę wygnaną z Suchumi*. Opowiedzieliśmy jej naszym łamanym ruskim co tu robimy, że zwiedzamy Gruzję, a potem pojedziemy do Armenii. Powiedziała nam wtedy, że Ormiańce to są na twarzach wszyscy tacy CZJORNI. No, i miała racje muszę Wam powiedzieć. Miała racje.

* No bo wiecie jak to było z Suchumi i z Abchazją ogólnie. I z Osetią Południową. Otóż Ruscy od setek lat stosują tę samą taktykę i wszyscy cały czas się na nią nabierają. Ktoś ich woła (np. w polskiej historii jacyś tam dajmy na to konfederaci targowiccy, a w tym wypadku Osetyńcy czy Abchazi) a oni dobrotliwie przyjeżdżają, pomagają a potem anektują sobie kraj. "Mądrzy" Abchazi wezwali na pomoc ruskich i teraz zamiast być mniejszością wśród Gruzinów są mniejszością wśród ruskich którzy sobie bezkarnie terytorium Abchazji skolonizowali przepędzając przy tym Gruzinów. A co na to Zachód? No jak to co. Rosja? Imperializm? Jaki imperializm! Przecież to wspaniały, nowoczesny kraj. Prezydent Miedwiediew jest taki demokratyczny, wprowadza takie wspaniałe reformy i ogólnie jest sympatycznym misiakiem, no prawie jak Szewi&Gorbi. Prawie wcale nie morduje się tam dziennikarzy i nie zamyka biznesmenów. I nawet na Białorusi wspaniałomyślnie wprowadzają prywatyzację (czy tam zajmują kraj poprzez wykupienie jego majątku, ale czy to ważne). A tak w ogóle to kupujemy od nich gaz więc musimy siedzieć cicho. A Wy Polacy to zwłaszcza się nie odzywajcie, bo co Wy tam wiecie. No jasne, bo co my tam wiemy...

Komentarze

Popularne posty