Jak nakręcić film dokumentalny (o Paragwajczykach na przykład)

Dzień dobry. Zapraszam na praktyczny poradnik kręcenia filmów dokumentalnych. Zaznaczam, że jest to tekst z gruntu nieprzydatny dla ludzi ze środowiska, znawców tematu, absolwentów filmówki i tak dalej. Omówimy tu raczej przypadek kreacji spontanicznej.


Chodzi zresztą o solidną fizykę: kreację pary cząstka-antycząstka, w tym wypadku: film i książka, ale o tym za chwilę.

Poniżej poruszymy wszystkie najistotniejsze tematy związane z produkcją filmu dokumentalnego "Soy paraguayo": geneza —poważna sprawa!— kręcenie, edycja, sprzęt, muzyka, a nawet finanse. No to do dzieła!


Skąd to wszystko

Ale chcecie wersję full wypas czy skróconą? Spróbujemy się streścić: można powiedzieć, że zalążek opisywanego zjawiska utworzył się jeszcze w Wenezueli. Przy pisaniu książki "Upały, mango i ropa naftowa" zdarzyło mi się czytać sporo o historii Ameryki Łacińskiej. Zauważyłem wówczas, że w kolorowym pejzaży kontynentu najdziwniejszym ze zwierzy jest właśnie Paragwaj. Powiedziałem sobie: następna książka będzie o nim. Znacznie później, przyjechawszy już do Paragwaju, okazało się, że zwierz jest jeszcze dziwniejszy, niż ówcześnie sądziłem, m.in. dlatego, że oprócz guarani używa się tam kilku innych języków nieiberyjskich, takich jak ukraiński, japoński czy dolnoniemiecki.

Drugim przyczynkiem wenezuelskim do filmu o Paragwaju jest obiektyw pięćdziesiątka. Otóż w skomplikowanej historii miłosnej mojej i Wenezueli doszło do tego, że zostawiłem rower w Bogocie, stolicy Kolumbii, i wróciłem stopem do Caracas, gdzie posiedziałem 4 miesiące i skończyłem książkę. Ale nie wziąłem ze sobą aparatu. Przyśniła mi się fotografia analogowa, w związku z czym zakupiłem za sumę pięćdziesięciu złotych Pentaxa K1000 z obiektywem stałoogniskowym 50mm. Wyszło z tego kilka fotografii jak z filtrem z instagrama (klik). Po powrocie do Bogoty aparat zostawiłem w skupie za kilka złotych, a obiektyw wkręciłem do mojego cyfrowego Pentaxa.

Jeszcze inny obiektyw

Okazało się wówczas, że wychodzą z tego całkiem ładne zdjęcia i jeszcze ładniejsze filmy (Czytelnik zdaje sobie sprawę, że Autor nie jest fotografem: uczy się dopiero, na błędach). Był to moment, w którym zdałem sobie sprawę, że moim aparatem mogę nie tylko kręcić głupawe filmiki ogólnorozrywkowe (klik) ale i utworki o niezerowych walorach estetycznych (klik). Powiedziałem sobie: to co, to może jeszcze coś pokręcimy.

Nie pamiętam dokładnie jak doszło do tego, że zdecydowałem się nakręcić krótki wywiad z Pedro. Mogło mieć na to wpływ spotkanie z Rodrigo z Paraguari, który realizował reklamy-historie, w kraju i za granicą. Mogła mieć na to wpływ działalność Ekwadorek z projektu Warmifonias, dziewczyny z których dwie poznałem jeszcze w Quito. A może chodziło o warsztaty w szkołach, które realizowaliśmy z Jessi, i na których chciałem mieć przykłady konkretnych osób: Paragwajczyków którzy zrobili ze swoim życiem coś interesującego. W każdym razie powiedziałem sobie: będę rozmawiał ze szczęśliwymi Paragwajczykami.

Później, z czasem, przekonałem się —jak to już było zapowiedziane— że zwierz zwany Paragwajem jest bardziej dziwaczny, niż sądziłem ówcześnie, i że —w szczególności— toczy zwierza problem głębokiej fragmentacji społecznej. To wówczas zrodziła mi się w głowie cała ta motywacja opisana szerzej tutaj (klik), że mianowicie w Paragwaju współistnieje szereg grup etnicznych i ekonomicznych które nie lubią się nawzajem, i że gdyby popatrzyły na siebie jak na ludzi —a nie jak na wrogów— to mogłoby to im jakoś pomóc. Stąd pomysł: nakręcić film składający się z historii życiowych Paragwajczyków z różnych regionów, etni i ras.

(Znacznie później dowiedziałem się o filmie Edificio Master brazylijskiego dokumentalisty Eduardo Coutinho: historii 36 lokatorów jednego z budynków przy Copacabanie w Rio de Janeiro. Wówczas musiałem sobie powiedzieć: cholera, nie jestem pierwszy!)

Cała ta historia zgodna jest z wyznawanym przeze mnie przekonaniem, że na pomysły się nie wpada: do pomysłów się dochodzi krętymi ścieżkami. I choć taki pomysł może wyglądać na dzieło przypadku, w rzeczywistości jest konsekwencją tego, że nie czekaliśmy, aż on sam przyjdzie, ale byliśmy w drodze do niego, chociaż zupełnie o nim nie wiedzieliśmy.


Plakat


Realizacja

Pierwszych sześć nagrań powstało ze wspomnianym zamiarem stworzenia serii oderwanych od siebie wywiadów z Paragwajczykami życiowo zrealizowanymi, z konkretnymi projektami, o którym mogliby opowiedzieć.

Kolejne nagrania wykonywałem już z wizją filmu. Ogólny temat wywiadów nie uległ zmianie —zawsze chodziło o historię osobistą każdego z wypytywanych— ale zmieniły się nieco pytania i sam dobór bohaterów. Starałem się kolekcjonować różne punkty widzenia na serię głównych konfliktów społecznych kraju, przede wszystkim: problemu dostępu do ziemi. Utrzymywałem przy tym, podkreślam, formę relacji: same fakty, żadnych opinii.


Podczas wspólnej podróży z Jessiką nagrałem 10 wywiadów. Następnie Boliwijka została w Boliwii, ja wróciłem do Paragwaju przecinając w dwa tygodnie tysiąc kilometrów północnej Argentyny i zrealizowałem kolejne 22 nagrania. Część z nich powstało tak jak pierwszych dziesięć: czysto podróżniczo. Jedziesz rowerem, zatrzymujesz się w miasteczkach, wioskach i siołach, a wśród poznanych ludzi odnajdujesz doskonałych bohaterów do udziału w filmie. Nie mniej: dokładnie połowa z ogólnej liczby 32 wywiadów powstała w sposób planowany.

Mieszkałem wówczas w Santa Rita w wolnym pokoju w domu kolegi Alexa, zaczynałem pracę nad książką i organizowałem wywiady. Wiedziałem, że brakowało mi: przepytać Dario i Martinę o masakrę w Marina Cue, porozmawiać z brazylijskimi producentami transgenicznej soi i z małymi rolnikami paragwajskimi którzy cierpią nadużywanie chemii rolniczej przez tych pierwszych. Chciałem spotkać się z menonitami i ludnością rdzenną Chaco i odnaleźć interesujące historie na ubogich przedmieściach Asuncion.

Pisałem do ludzi, czekałem na odpowiedź, ustalaliśmy datę, brałem kamerę i wsiadałem w autobus. Z Dario i Martiną poszło łatwo, bo poznałem ich osobiście kilka miesięcy wcześniej. Na kontakty z rolnikami z wioski Comuneros, kompletnie otoczonej soją, trafiłem dzięki dziennikarce z Asuncion, która jako jedyna zajmowała się tematem nadużycia herbicydów. Z brazylijskimi producentami poszło łatwo, bo akurat mieszkałem w odpowiednim regionie dla tego tematu. Jeśli chodzi o menonitów i ludność rdzenną: skontaktowałem się z organizacją pozarządową z siedzibą w Chaco. Na slumsy Asuncion trafiłem dzięki Javierowi, którego poznałem kilka miesięcy wcześniej.



Edycja

Na dobry początek odpaliłem program Audacity i przeprowadziłem redukcję szumów dźwiękowych gdzie tylko było to możliwe. Zajęło mi to około dwóch tygodni: uwaga, mówimy o około 20 godzinach nagrań w kilkudziesięciu plikach.

Edycję wideo realizuję w programie Kdenlive. Nie jest to może najnowocześniejsza technologia, ale wydaje mi się całkowicie wystarczający i wystarczająco profesjonalny jak na prosty film dokumentalny.

Składanie zacząłem w połowie października. Do końca listopada dzieliłem jeszcze czas na pisanie książki, od początku grudnia już jest tylko: film, film, film. Obecnie mam skompletowanych 5 części/rozdziałów dokumentu, w sumie blisko 90 minut. Zostaje mi jeszcze doczyszczenie przejść i kolorów w 4 z 5 części, złożenie wszystkiego do kupy, dorobienie napisów. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, do końca stycznia powinienem się wyrobić.



Muzyka

Zanim o muzyce: to właśnie na etapie edycji, składania, montażu, postprodukcji, zwał jak zwał, przekonałem się o tym dlaczego w napisach końcowych do filmów —nawet do prostych dokumentów— występuje aż tak wiele nazwisk. No, bo to jednak jest dość sporo bardzo różnych zadań, i jak musisz je wszystkie zrealizować sam, to głowa boli dość często.

Zdobycie muzyki to tylko jeden z wielu obowiązków, który —choć mógłby się wydawać stosunkowo prosty: co to tam, napisać kilka meili, prawda?— okazuje się mocno czasochłonny.

Skorzystałem z kilku nagrań na licencji Creative Commons. Jednak chcąc wykorzystać tradycyjną muzykę paragwajską, ból głowy okazał się nieco silniejszy.

Szczęśliwie prawa autorskie do utworu wygasają po 70 latach od śmierci autora, i —szczęśliwie, jakkolwiek by to nie brzmiało— Agustin Barrios Mangore, genialny paragwajski kompozytor, umarł w 1944 roku. Współczesna wirtuozka gitary, Paragwajka Berta Rojas, zaskakująco łatwo zgodziła się na wykorzystanie jej interpretacji La Catedral - Preludio Saudade. A potem zaczęły się schody.

Komunikacja z paragwajskim stowarzyszeniem autorów —odpowiednikiem naszego ZAIKSU— trwała blisko rok (!) i koniec końców nie doprowadziła do niczego. Problem polega na tym, że najbardziej charakterystycznym gatunkiem muzyki dla dzisiejszego Paragwaju jest paragwajska polka (czy purahei). Nowe utwory tego gatunku właściwie już nie powstają, ich autorzy w większości już umarli, i to stosunkowo niedawno, tj. krócej niż 70 lat temu. W związku z tym musiałem szukać kontaktu ze spadkobiercami (których czasem jest kilkunastu), ze stowarzyszeniem autorów etc., na czym spędziłem długie godziny i dni, i —niestety— bez skutku.

Szczęśliwie dowiedziałem się o odrobinę mniej znanym, ale jeszcze żyjącym autorze wielu znanych polek, o panu Quemilu Yambayu. Udało mi się skontaktować z jego córką i uzyskać pozwolenie na wykorzystanie utworów pana Quemila. 

Przy okazji: polka paragwajska muzycznie nie ma wiele wspólnego z polką z Polski czy Czech. W wersji paragwajskiej mamy rytm na trzy, w wersji środkowoeuropejskiej: na dwa.



Finanse

Nie licząc dziesięciu pierwszych wywiadów wykonanych przy okazji długiej podróży rowerowej, można liczyć, że całość czasu przeznaczonego przeze mnie stricte na produkcję filmu to około sześciu do siedmiu miesięcy. Wiadomym jest, że taki czas to także dodatkowe obciążenie dla skromnego budżetu podróżniczo-dziennikarsko-pisarskiego: coś trzeba jeść, gdzieś trzeba mieszkać, filmu pod namiotem nie złożysz.

Z pomocą przyszło wsparcie finansowe z zewnątrz: w kampanii na portalu PolakPotrafi.pl zebraliście (WY!) 4059 zł (dziękuję!), a Urząd Miasta i Gminy Jelcz-Laskowice —miejscowości, z której pochodzę— podarował na cele filmu dodatkowe 2500 zł (również dziękuję!).

Wojciech z Jelcza

Po odliczeniu prowizji portalu PolakPotrafi.pl, kosztu wysyłki upominków dla uczestników zbiórki w pierwszym przypadku zostaje nam około 2700 zł, a w drugim —po odliczeniu podatków i składek— 1870 zł. W sumie wsparcie z zewnątrz dla filmu wyniosło netto około 4500 zł i złagodziło istotnie ubytki na koncie autora. Dziękuję jeszcze raz wszystkim przyjaciołom paragwajskiego dokumentu!



Sprzęt

Sprzęt bardzo amatorski, ale przecież wiadomo, że w dzisiejszych czasach są tacy, co kręcą filmy komórkami.

Do większości nagrań używałem zestawu Pentax K-x z opisanym obiektywem manualnym stałoogniskowym 50mm, od czasu do czasu z kitowym 18-55mm.

W dwóch przypadkach nagrywałem dźwięk osobno dyktafonem Zoom H1: przy rozmowie z mężczyzną po tracheotomii i przy spotkaniu z Fidelem, który mówi wyjątkowo cicho.

I dźwięk to być może największy problem techniczny filmu: Pentax K-x nie ma wejścia na zewnętrzny mikrofon, a nagrania mikrofonem wbudowanym, choć nie najgorszej jakości, nie zawsze okazały się wystarczająco dobre. Istnieją istotne fragmenty wywiadów, które chciałem użyć w filmie, ale jakość dźwięku okazała się na tyle niska —szumy zagłuszały wypowiedzi bohatera— że musiałem z nich zrezygnować.

Ale uczymy się, prawda, na błędach. Korzystając z opisanego wyżej zastrzyku gotówki i faktu, że znajdowałem się w Paragwaju, amerykańskiego centrum kontrabandy, zamówiłem sobie —bez konieczności płacenia cła— używanego Pentaxa K-S2, który, owszem, ma wejście na zewnętrzny mikrofon, a do tego ruchomy ekranik, wyższą rozdzielczość i mniejsze pliki wynikowe (mov zamiast avi) dzięki czemu nie nagrzewa się aż tak okropnie, jak K-x.

(Przy wywiadach, które kręcimy do materialiku o kobietach molestowanych na ulicach Santa Cruz dźwięk jest już miodzio.)

Aha, i przy okazji zakupiłem japoński obiektyw Super Tacumar f1.4 gdzieś tam z lat 60, no cudo, cudo. Ładnie kręci, zobaczcie:




Edukacja

No nie, edukacji filmowej to ja nie mam. Świadom własnych braków, poszukałem sobie na harwardzkiej platformie edx.org kursu online na temat filmów dokumentalnych i trafiłem na materiały Uniwersytetu Karola III w Madrycie (klik). Nie jest to łódzka filmówka, ale wywiady z reżyserami, których się tam nasłuchałem, dały mi pewien szerszy ogląd na dokument. Na i naoglądałem się filmów dokumentalnych jak nigdy. Brazylijski krótki metraż Ilha das Flores (link prowadzi do hiszpańskiej wersji językowej) i Werner Herzog przeciągający parowiec przez górę w Burden of Dreams chyba najbardziej zapadły mi w pamięć.



I co teraz, warto było?

No, sam jestem ciekaw. Materiał na ukończeniu. Przede wszystkim chciałbym zobaczyć reakcję samych Paragwajczyków.

Jakby nie było, taki film to fascynujące doświadczenie. Nie chodzi mi tylko o to, że popraktykowałem sobie sklejanie plików wideo, zdałem sobie sprawę, że nie należy prowadzić wywiadów przy deszczu czy w pokojach z echem —chociaż to też— ale przede wszystkim dowiedziałem się, że kamera otwiera. Wydawało by się, że ludzie będą się zamykać na widok obiektywu wycelowanego w ich twarz. I to się zdarza. Ale dla wielu osób kamera jest niejako pretekstem, by opowiedzieć swoją historię życia. Historię, której w innych okolicznościach te osoby być może nigdy by nie opowiedziały.

Zdarzyło się w przypadku Ramony z przedmieść Asuncion: Javier pracował z nią od lat. Był przy nagraniu, nie mówił nic. Dopiero później, gdy wracaliśmy do centrum, powiedział mi krótko: wow, nie wiedziałem.

I potem, przy montażu, to jest jak mieć na rękach świętość: bo to są ludzkie historie, którymi teraz manipulujesz, ludzkie życia, a każde z nich jest święte, więc musisz —czujesz, że musisz— zachować najwyższy szacunek przy każdym słowie, które wytniesz, przy każdym cięciu, które wykonasz. Jak lekarz, jak kapłan.

Magia kamery, magia kina. Film kręcony z perspektywy roweru.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Poczekajcie jeszcze troszeczkę, już prawie gotowe!

Komentarze

  1. Ważna jest dobra jakość nagrania! Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bałem się, że już przepadło zupełnie, a tu tak nius!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest z tym dużo więcej pracy niż sobie wcześniej wyobrażałam :) Dobrze, że piszesz o takich kwestiach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty